Po sześciu latach przerwy wrócił klasyk PKO Ekstraklasy. Tak można nazwać potyczkę Legii z Ruchem, bo są to dwa najbardziej utytułowane polskie kluby w historii. Razem uzbierały aż 29 tytułów mistrza Polski (Legia 15, a Ruch 14). W ostatnich sezonach chorzowianie balansowali między III a I ligą. W dwóch poprzednich zanotowali jednak dwa awanse z rzędu i już są wśród najlepszych drużyn w Polsce. Jako beniaminek przyjechali na Łazienkowską z góry skazywani pożarcie i na boisku było widać różnicę klas. W PKO Ekstraklasie roi się od niespodzianek praktycznie w każdej kolejce, ale nie w takich meczach oczekuje się od "Niebieskich" punktowania. Legia miała w nogach czwartkowe spotkanie w rozgrywkach Ligi Konferencji Europy z Ordabasy Szymkent (3:2), dlatego trener Kosta Runjaić musiał zastosować rotację. W porównaniu z poprzednim meczem doszło do pięciu zmian w wyjściowej jedenastce. Na ławce usiedli: Josue, Rafał Augustyniak, Patryk Kun, Bartosz Slisz oraz Ernest Muci. Legia - Ruch. Marc Gual otworzył swój dorobek strzelecki Gual tym razem zaprezentował się kibicom od pierwszej minuty. Od początku był aktywny i szukał możliwości do oddania strzału. Pierwsza próba nie przyniosła powodzenia, bo uderzył tuż obok słupka, ale po drugiej Hiszpan mógł cieszyć się ze zdobycia pierwszego gola w koszulce Legii. W 19. minucie bardzo aktywny od samego początku spotkania Paweł Wszołek dograł piłkę do Macieja Rosołka. Ten nie wykorzystał swojej szansy, jednak zagrał do Guala, który skierował futbolówkę do siatki.Do uznania gola potrzebna była wideoweryfikacja. Sędziowie przeanalizowali całą akcję i nie dopatrzyli się spalonego. Spalonego być nie mogło, bo wślizg wykonywał obrońca Ruchu - Remigiusz Szywacz. Na jednej bramce stołeczni się nie zadowalali, więc rozpoczęli marsz po kolejne trafienie. Po chwili cały plan gości legł w gruzach i konieczna była zmiana koncepcji. Czerwona kartka ustawiła mecz Chodzi o 23. minutę, kiedy czerwoną kartkę obejrzał Konrad Kasolik. Decyzja arbitra nie mogła być inna, bo faulowany Gual wychodził sam na sam z bramkarzem. Ruchowi praktycznie odebrało to szansę na wywalczenie korzystnego wyniku (perspektywa gry w dziesiątkę). Ofiarą gry w osłabieniu okazał się Juliusz Letniowski, którego Jarosław Skrobacz zmienił, by wpuścić na boisko brakującego obrońcę.Już w 27. minucie prowadzenie Legii mogło zostać podwyższone. Wtedy Jakub Bielecki stojący w bramce chorzowian popisał się kapitalną interwencją. Po uderzeniu głową Radovana Pankova zbił piłkę na słupek. Jeszcze błyskawicznie do niej ruszył i uprzedził rywala. W 43. minucie Bielecki jednak popełnił błąd, z którego skorzystał Tomas Pekhart. Bramkarz wypluł przed siebie futbolówkę po silnym strzale Jurgena Celhaki. Czech takich okazji nie marnuje i na tablicy wyników przy Łazienkowskiej było 2:0.Napastnik Legii wykorzystał swoją ostatnią szansę, aby powiększyć swój dorobek bramkowy w PKO Ekstraklasie (w meczu z ŁKS-em Łódź ustrzelił hat-tricka). Na drugą połowę nie wyszedł, bo trener Runjaić wpuścił na plac gry Muciego. Ruch szukał swoich momentów i takie momenty były. Przy stanie 0:0 świetnym strzałem bezpośrednio z rzutu wolnego popisał się Filip Starzyński. 32-letni rozgrywający zakręcił piłkę, ale odbiła się od poprzeczki. Runjaić dał odpocząć Wszołkowi i Gualowi Legia za cztery dni rozegra bardzo ważne spotkanie w III rundzie Ligi Konferencji z Austrią Wiedeń. Szkoleniowiec dał odpocząć m.in. Wszołkowi i Gualowi, jednak drużyna nie została osłabiona. Na murawie pojawili się Josue, Slisz i Kun, zatem jakość się zgadzała. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy Rosołek trafił w poprzeczkę, a w 56. minucie Muci po kontrze nie trafił w światło bramki. Ruch niespodziewanie zastosował wysoki pressing, chorzowanie grali odważnie. To doprowadziło do groźnego strzału Szymona Szymańskiego zza pola karnego, ale Kacper Tobiasz - odbijając piłkę - pokazał, że jest skoncentrowany. Zaledwie osiem minut zajęło Josue wpisanie się na listę strzelców (wszedł po godzinie gry). Kapitan Legii oddał mocny strzał z linii pola karnego i zrobiło się 3:0. Po tym ciosie Niebiescy już nie byli w stanie się podnieść. Więcej bramek nie padło. Dwie szanse miał Bartosz Kapustka, który w końcu wrócił do gry po kontuzji. Runjaić na początek dał Polakowi 18 minut. Sebastian Zwiewka, INTERIA