Do haniebnego ataku pseudokibiców na piłkarzy Legii doszło po ich porażce z Lechem Poznań, na stadionowym parkingu. Piłkarze zostali upokorzeni, spoliczkowani, klub nie wezwał policji, nie złożył doniesienia na napastników. Komendant Jarosław Szymczyk poruszył problem podczas corocznej konferencji "Bezpieczny stadion", jaką PZPN organizuje na terenie Międzynarodowych Targów Kielce. W tym roku w imprezie udział wzięli m.in. minister sportu Witold Bańka, prezes federacji Zbigniew Boniek, szef rady nadzorczej Ekstraklasy SA i Lecha Poznań Karol Klimczak i kilkudziesięciu specjalistów od zabezpieczania imprez masowych z policji i klubów. Najlepszym ekspertem od współpracy ze środowiskami kibicowskimi w PZPN-ie jest doktor Dariusz Łapiński. Choć wszyscy się z nim zgadzali, że polskie stadiony są coraz bardziej bezpieczne, nie brakuje alarmujących zjawisk. Łapiński zszokował wszystkich słowami, popartymi slajdem: - W ostatnim czasie obserwujemy niebezpieczne zjawisko: straszną radykalizację i zbliżenie do grup przestępczych niektórych środowisk kibicowskich. Dotychczasowi liderzy ultrasów, często bardzo wartościowe osoby, po prostu kończą działalność kibicowską, przestają chodzić na stadiony, a pozostali obojętnieją na to zjawisko - alarmował Dariusz Łapiński. - Notujemy kryzys stowarzyszeń kibiców i absolutną niezdolność do działania struktur kibicowskich. Wtórował mu Zbigniew Boniek: - Trzeba to powiedzieć jasno i klarownie. Zdarza się, że na stadiony przychodzą bandyci. Ta grupa nie jest zapleczem politycznym żadnej partii, ani kościoła. To chuligani, których trzeba izolować. Pchają się na stadiony, bo widzą tam swój biznes. Reprezentujący państwo minister Bańka, czy komendant główny policji Szymczak wypowiadali się klarownie i zdecydowanie. Ci, którzy lansują tezę, że oto obecny rząd broni pseudokibiców, bo to jego potencjalni wyborcy, musieli się czuć zawiedzeni. - Nawet najlepsza policja świata nie poradzi sobie sama. Na razie nie mamy pomocy ze strony klubów w identyfikacji sprawców. Po nocnych igraszkach na parkingu przed stadionem Legii, wysłaliśmy do klubu CBŚ. Efektów nie było żadnych, nie dostaliśmy żadnej informacji od Legii o tym zajściu - podkreślał komendant Szymczyk. - Ze strony klubów musi być współpraca z policją, a nie ciche przyzwolenie na łamanie prawa - dodał minister Bańka. - Wspaniałe, patriotyczne oprawy, słynne na cały świat to jedno, a pirotechnika, która jest nie tylko w naszym kraju, ale w całej Unii Europejskiej penalizowana, to drugie i nie może być na nią przyzwolenia - podkreślał minister. W pewnym momencie w obronę Legii próbował stanąć szef rady nadzorczej Ekstraklasy Karol Klimczak, będący przecież także prezesem konkurującego z warszawianami Lecha, ale w końcu nawet on wywiesił białą flagę: - Gdyby to u nas doszło do podobnego incydentu, natychmiast poinformowalibyśmy organa ścigania. Pewne granice muszą być wytyczone i pilnowane - argumentował Klimczak. W piątek skontaktowała się z nami Legia i przedstawiła swe stanowisko:"Policja sama zajęła się sprawą, a klub przekazał jej wszystkie materiały, o które został poproszony. Nie ma żadnych podstaw, aby mówić o braku współpracy". Na konferencji w Kielcach sporo uwagi poświęcono racom, tak powszechnym na naszych meczach ligowych. Minister sportu, komendant Szymczyk w sprawie pirotechniki, której legalizacji domagają się środowiska kibicowskie, mówili jednym głosem z Markiem Timmerem - dyrektorem ds. bezpieczeństwa na stadionach UEFA. Holender do Kielc przywiózł prezentację, która rozwiała wątpliwości co do tego, że pirotechnika niesie ze sobą masę zagrożeń dla zdrowia i życia. - Dlaczego na meczach piłkarskiej reprezentacji Polski, czy tej w siatkówkę i piłkę ręczną kibice potrafią się wspaniale bawić, a pirotechnika nie jest im do tego potrzebna - porównywał minister Bańka. Jeszcze kilka lat temu prezes Boniek próbował zrozumieć kibiców i lansował tezę, że zalegalizowanie pirotechniki na stadionach spowoduje, że przestanie ona być atrakcyjna nawet dla ultrasów. Dzisiaj szef polskiej piłki zdaje się zmieniać stanowisko, a w każdym razie już tak uparcie nie broni ultrasów. Próbował to robić jeszcze prezes Klimczak. Zaproponował dopuszczenie pirotechniki w ucywilizowany sposób, np. dla przeszkolonych w tym zakresie kibiców, bez rzucania flarami na murawę, czy do innych sektorów. - Na razie tkwimy w ślepym zaułku: pirotechnika jest zabroniona, ale i tak fani ją stosują, a karani są odpowiedzialnością zbiorową, która nie stanowi żadnego rozwiązania problemu - punktował Klimczak, ale spotkał się z natychmiastową ripostą ministra Bańki, jak i komendanta głównego Szymczyka. - Zabójstwa są od zawsze zabronione i choć je zwalczamy, to ciągle się zdarzają. Dlatego nie stosujmy tak dziecięcej retoryki, że jeśli ktoś popełnia przestępstwo, to powinniśmy je zalegalizować - kontrował komendant Szymczyk. - Panie prezesie, idąc tym tropem powinniśmy zalegalizować narkotyki, bo być może niektórzy kibice lubią się nimi odurzać - odpowiedział Klimczakowi minister Bańka. Prezes Klimczak stwierdził na to, że kluby nie mają narzędzi do przeciwstawiania się przenikaniu mafii w strukturę kibicowską. - Jeśli ktoś nie jest pozbawiony praw obywatelskich, nie ma zakazu stadionowego, my nie mamy podstaw, aby go nie wpuścić na stadion. Nie patrzymy w ten sposób: ten jest ministrantem, ten też grzecznym chłopcem, a więc ich wpuścimy, a ten jest awanturnikiem, więc go nie wpuścimy - tłumaczył prezes Lecha i szef rady nadzorczej Ekstraklasy SA. W tym momencie dyskusja wróciła do kulejącej - zdaniem komendanta i ministerstwa - współpracy klubów z policją. - W ostatnim roku nałożyliśmy ponad 1200 zakazów stadionowych, z czego tylko niewiele ponad sto było wnioskowanych przez kluby - cytował statystykę komendant Szymczyk, który zwolenników pirotechniki na stadionach przypomniał także, że podczas jednego z ostatnich meczów w Zabrzu raca została wrzucona do sektora rodzinnego. I nie chodziło wcale o podgrzanie atmosfery meczu. Z Kielc Michał Białoński