Obie drużyny na boisku w Katowicach pojawiły się w znakomitych humorach. Beniaminek PKO BP Ekstraklasy wyszedł zwycięsko z boju na trudnym terenie w Niecieczy w ramach pierwszej rundy Pucharu Polski, a Pogoń Szczecin była świeżo po odprawieniu z kwitkiem Legii Warszawa oraz Stali w odległym Rzeszowie. Podopieczni Roberta Kolendowicza z Podkarpacia nie wrócili na Pomorze Zachodnie, tylko przygotowywali się do piątkowego pojedynku w południowej części kraju. Postronni obserwatorzy zapewne z ciekawością włączyli transmisję z widowiska, by na własne oczy przekonać się jak jeden z czołowych zespołów ligi zareaguje na wyjątkową sytuację. Gospodarze zgodnie z oczekiwaniami postawili trudne warunki. Ba, to oni prezentowali się wizualnie lepiej na tle faworytów. W końcu liczba konstruowanych ataków znalazła odzwierciedlenie na tablicy wyników. Bramką zakończyła dla GKS-u się akcja rozpoczęta niecały kwadrans przed końcem pierwszej połowy. Piłkę z lewego skrzydła płasko w pole karne dośrodkował Marten Kuusk. Futbolówka trafiła prosto do Arkadiusza Jędrycha, a ten uderzył nie do obrony, wyprowadzając swój zespół na zasłużone prowadzenie. Trzy gole w doliczonym czasie gry. GKS Katowice z ważnym zwycięstwem w Ekstraklasie Pogoń błyskawicznie chciała odpowiedzieć. "Portowcy" przeważali w posiadaniu piłki, lecz przez dłuższy czas nic im to nie dawało. Obu drużynom nie można było odmówić braku zaangażowania. Momentami robiło się naprawdę groźnie. Jeszcze przed zejściem głównych bohaterów do szatni, głowami zderzyli się Oskar Repka oraz Rafał Kurzawa. W 57 minucie z kolei pojawiło się trochę krwi, po tym gdy ucierpiał Leonardo Koutris. Na trybunach trwało z kolei wielkie święto, ponieważ miejscowi kibice wiedzieli, że ich ulubieńcy wraz z każdą kolejną sekundą przybliżają się do sprawienia miłej niespodzianki. Końcówka przeszła najśmielsze oczekiwania. W doliczonym czasie gry padły aż trzy bramki. Początkowo prowadzenie podwyższyli gospodarze, jednak błyskawicznie odpowiedzieli szczecinianie. Radość zawodników Roberta Kolendowicza nie trwała długo. Jeszcze przed ostatnim gwizdkiem arbitra rezultat na 3:1 ustalił Mateusz Marzec.