Przed meczem atmosfera wokół klubu ze Szczecina była napięta do granic możliwości. "Portowcy" przegrali dwa ostatnie mecze, a jeszcze poprzedni zremisowali. Oddalili się nie tylko od lidera, ale nawet od miejsc dających przepustkę do gry w europejskich pucharach. Presja na Jensie Gustafssonie narastała, a sam Szwed musiał robić dobrą minę do złej gry. Kibice nie oszczędzali trenera także przed pierwszym gwizdkiem sobotniego starcia. W sektorze za bramką wywiesili transparent z podpisem "One Way Ticket". Obok nazwiska Szweda, pojawiły się również dane osobowe jego asystentów i współpracowników ze sztabu. Pogoń Szczecin szybko otworzyła wynik meczu Tymczasem na boisku nie trzeba było długo czekać na pierwsze emocje. Już w drugiej minucie Warta zagroziła gospodarzom po rzucie rożnym. Jak zwykle w tym sezonie, szczecinianie mieli problem z obroną po stałym fragmencie gry. Bliski skierowania piłki do siatki był Dawid Szymonowicz, ale ostatecznie pomylił się nieznacznie. Pogoń odgryzła się w piątej minucie. Kombinacyjne rozegranie akcji zaprezentowali Sebastian Kowalczyk i Luka Zahović, efektem czego było dobre podanie do Leonardo Koutrisa. Grek znalazł się oko w oko z Adrianem Lisem i mocnym strzałem pokonał bramkarza "Zielonych". "Portowcy" w końcu się więc przełamali i po dwóch meczach ofensywnej posuchy wepchnęli piłkę do bramki. Droga do zwycięstwa wciąż była jednak daleka. Warta od razu dała do zrozumienia, że nie zamierza się poddawać. Co więcej, w kolejnych minutach zdominowała miejscowych i zasypała ich strzałami. Pogoń - Warta: Były "portowiec" doprowadził do remisu Poznaniacy zdołali pokonać Dantego Stipicę krótko po tym, jak na prowadzenie wyszła Pogoń. Autorem trafienia był Adam Zrelak, ale radość z bramki została mu odebrana przez sędziego, który zasygnalizował, że na wcześniejszym etapie akcji spalił Kajetan Szmyt. Podobnych wątpliwości nie było za to w 38. minucie. Maciej Żurawski, były zawodnik Pogoni, doprowadził do wyrównania po rzucie rożnym. Jak wspomniano powyżej - gospodarze znów nie potrafili odpowiednio kryć przeciwników we własnej strefie obronnej i zapłacili za to wysoką cenę. Pogoń Szczecin pokazała inną twarz po przerwie W przerwie szczecinianie nie mieli zbyt wielu powodów do radości. Co prawda przełamali serię dwóch meczów bez gola, ale uderzenie Koutrisa było jednym z ledwie dwóch oddanych przez Pogoń w pierwszej połowie. Goście strzelali tymczasem aż ośmiokrotnie. Drugą połowę piłkarze Gustafssona zaczęli więc odważnie i energicznie. Na efekty nie trzeba było długo czekać - w 54. minucie na listę strzelców wpisał się Luka Zahović. Słoweniec wykorzystał kapitalne zagranie zewnętrzną częścią buta ze strony Kamila Grosickiego. Ledwie dwie minuty później role się odwróciły i to napastnik obsłużył podaniem reprezentanta Polski. Zrobiło się 3:1, a na trybuny i w szeregi gospodarzy powrócił entuzjazm. Szczecinianie mogli pozwolić sobie na większy spokój, z kolei poznaniacy odsłaniali się coraz mocniej, chcąc powalczyć o kontakt. To sprzyjało ofensywnym graczom Pogoni - między innymi Sebastianowi Kowalczykowi, który w 76. minucie starał się przelobować Lisa. Zwycięsko z tego pojedynku wyszedł jednak bramkarz gości. Później szczęścia bezpośrednio z rzutu wolnego próbował Damian Dąbrowski, ale górą znów był golkiper. Ostatecznie padł wynik 3:1. Pogoń odniosła pierwsze zwycięstwo w rundzie wiosennej. Jakub Żelepień, Interia