Nie ma wątpliwości, że nasz międzynarodowy arbiter w tej sytuacji podjął słuszną decyzję, bo Radović uciekł się do nieprzepisowego "zwodu" przy wykonaniu rzutu karnego. Serb mocno wyrażał swoją dezaprobatę, ale niczego nie wskórał. Przeciwnie, musiał odejść jak niepyszny z żółtą kartką na koncie i wrócić do ustawienia, bo piłka przeszła w posiadanie gospodarzy. Cytowany przez oficjalną stronę klubową Radović, na chłodno, z większą pokorą podszedł do swojego wykonania rzutu karnego. "Przy rzucie karnym od początku chciałem czekać na bramkarza. Tuż przed strzałem zatrzymałem się jednak i sędzia nie uznał gola. Z tego, co wiem, to jednak niedawno zmieniły się przepisy... Ogólnie to dziwna sytuacja, ale najważniejsze że wygraliśmy i nie ma co do tego wracać" skwitował Serb. Radović nie popisał się już w pierwszej połowie, gdy zmarnował stuprocentową sytuację, strzelając z czterech metrów wprost w bramkarza. Odkuł się po zmianie stron, to za faul na nim bezpośrednią czerwoną kartkę w 68. min otrzymał Jarosław Fojut, a z rzutu wolnego Thibaut Moulin pokonał, strzałem na raty, Jakuba Słowika. "Wydaje mi się, że przede wszystkim moja sytuacja i Vadisa Odjidji Ofoe z pierwszej połowy mogła dużo wcześniej ustawić ten mecz. Dziś najważniejsze były trzy punkty i to, że jesteśmy w grze" - trzeźwo zauważył kapitan Legii. AG