Boniek zadziałał i oto polska piłka klubowa stanie się awangardowa. Nie w prezentowanej taktyce, kondycji, czy dynamice, tylko w szybkości wprowadzenia VAR. Video Assistant Refeere przed nami wprowadziły tylko najbogatsze ligi Europy - Premier League i Bundesliga. Mamy zatem zaszczytne miejsce na podium i nie podskoczą nam nawet pod tym względem najlepsza liga świata - Primera Division, włoska Serie A, czy francuska Ligue 1, bez wspominania o holenderskiej Eredivisie, czy belgijskiej Jupiter Pro League. 120 na 290 meczów zostanie wzbogaconych o system monitoringu pola karnego, do którego będzie miał dostęp sędzia wideo. Sporną sytuację powołani do tego ludzie rozstrzygną w ciągu kilkudziesięciu sekund powtórki. Jest tylko jeden problem, przy którym nawet VAR okaże się bezradny. Poziom i kultura osobista piłkarzy. Ciągle zbyt wielu spośród nich - w stosunku do rywali, czy sędziów, zachowuje się tak, jakby właśnie wyszli z rzeźni, bądź zmierzali na chuligańską ustawkę. Wiązanki lecą takie, że uszy więdną. Gdyby je nagrać, bądź karać za co drugie rynsztokowe słowo, to po pół godzinie któraś z drużyn byłaby zdekompletowana i mecz musiałby zakończyć się walkowerem. Emocje, nerwy, to jedno, a sposób ich wyrażania to drugie. Jak taki piłkarz rozumuje? "Będę chodził za sędzią, wrzucał mu ‘chu...’. ‘ku....’, aż w końcu zacznie mylić się na naszą korzyść"? Przecież efekt jest odwrotny. Jeśli "podminowany" takim zachowaniem piłkarza arbiter ma w jakiejś sytuacji wątpliwości, to podejmie decyzję "przeciw" drużynie, której zawodnicy bardziej na niego bluzgają: nawet podświadomie akcja równa się reakcja. Po hicie ostatniej kolejki Jagiellonia - Legia legionista Jakub Rzeźniczak, w obecności kamer, mówi do sędziego technicznego: "Ale głównego sobie musicie zmienić. Szczerze? On nie potrafi nawet biegać!" Nie powiedział tego Leo Messi, Cristiano Ronaldo, Robert Lewandowski czy nawet Vadis Odjidja Ofoe, tylko człowiek, który rzadko podnosi się z ławki rezerwowych. Co więcej, krytykuje tak arbitra, który w żaden sposób nie wypaczył wyniku meczu, nie popełnił żadnego istotnego błędu, choć mecz nie był łatwy do prowadzenia. Nie brakowało prowokacji, a obie strony skakały sobie do gardeł. Bartosz Frankowski na pewno widział, co na jego temat miał do powiedzenia Rzeźniczak. Jeśli nie, to donieśli mu znajomi. Gdy w kolejnym meczu Legii Frankowski pomyli się, przypadkowo na jej niekorzyść, to .... Resztę dopiszcie sobie sami. Tuż po końcowym gwizdku w 30. kolejce trener i piłkarze Korony Kielce rzucili się na sędziego liniowego. Przekonani, że ich skrzywdził, sygnalizując spalonego w sytuacji, po której strzelili bramkę. Powtórki dowiodły, że sędzia znakomicie wykonał swoją pracę. Nikt już o tym nie pamiętał. W szatni Korony trwała szalona feta - gol strzelony przez Wisłę Płock Arce Gdynia oznaczał awans kielczan do pierwszej "ósemki". W 35. kolejce nasza eksportowa czwórka Lech, Lechia, Legia i Jagiellonia grały między sobą. Mogły rozstrzygnąć o mistrzostwie Polski. Zamiast pięknej piłki na wysokim poziomie były przepychanki, dochodziło do rękoczynów, a widowiskowych akcji w obu meczach było jak na lekarstwo. Pomyślałem: "Za kilka tygodni trzy najlepsze spośród tych czterech zespołów czeka weryfikacja w walce o Ligę Mistrzów i Ligę Europy" i oblał mnie zimny pot. Pewne jest jedno: jeśli coś im przeszkodzi w awansie, to nie będą to polscy sędziowie. Tylko coś, przeciw czemu piłkarze jakoś nie potrafią się zbuntować z taką ochotą, jak przeciw mylącemu się po ludzku arbitrowi. Własna słabość. VAR znacząco ograniczy pomyłki arbitrów, ale nie będzie miał najmniejszego wpływu na kulturę piłkarzy. Ich język i kulturę gry. Jeszcze nie jest za późno. Całe środowisko powinno się skupić na pracy, pracy, pracy. Rozumnej, ukierunkowanej. Metod prostych jest wiele i można zacząć natychmiast. Najprościej od zmiany przyzwyczajeń. Na przykład, podczas najbliższych urlopów każde piwo, czy drinka zamienić na pięć przebiegniętych kilometrów, a jeszcze lepiej dziesięć. Wolnym tempem, w drugim zakresie tętna. Wtedy okaże się, że - mimo upału - to nie my, tylko wszystkie te Chazary Lankoran, Żalgirisy Wilno. Levadie Tallin czy Szkendije Tetowo wymiękają w końcówce meczu, a nie my. Tak panowie piłkarze: los polskiej piłki klubowej jest w waszych rękach i nogach. Nie zwalajcie winy na sędziów za 21. miejsce w rankingu klubowym UEFA. Wykażcie choć trochę ambicji i dogońcie sąsiadów z Czech. Macie rację: to przecież tacy sami ludzie jak my. Też mają po dwie nogi i jednej głowie. Na razie jednak właśnie w tej głowie tkwi największy problem. Michał Białoński