Oglądał pan mecz Cracovii z Górnikiem Zabrze? "Pasy" wygrały pewnie, choć można powiedzieć, że w swoim stylu, bo oddały piłkę rywalowi. - Po pierwszym meczu trudno stwierdzić na sto procent, czy to był zabieg celowy, czy to Górnik zmusił Cracovię do głębszej obrony. Od początku to "Pasy" wyszły z nastawieniem, że chcą wygrać to spotkanie, nie mają nic do stracenia i tak to wyglądało do strzelenia pierwszego gola. Wydawało mi się nawet, że grają na dużym ryzyku, bo bardzo często stoperzy zostawali sami jeden na jednego z napastnikami rywali. Była tzw. "chcica", żeby zdobyć bramkę, udało się ze stałego fragmentu gry, ale zostawiła ona ślad w głowach piłkarzy, że to jest dobry wynik, że już nie możemy grać tak ekstrawagancko, za to bardziej pragmatycznie. Jeśli to był celowy zabieg, to wyszło bardzo dobrze, bo nie dość, że Cracovia podwyższyła wynik, również ze stałego fragmentu, to tych sytuacji stuprocentowych były jeszcze ze dwie. W tym spotkaniu zadebiutował Jani Atanasov, reprezentant Macedonii Północnej. Można już coś o nim powiedzieć? - Tydzień temu w programie na Kanale Sportowym omawialiśmy transfery. Ja sobie wziąłem go na tapetę. Zasięgnąłem języka u różnych znajomych i potwierdziło się, że to jest wybiegana "szóstka", która asekuruje partnerów - czy to obrońców czy pomocników, ale jeśli chodzi o rozegranie, to nie prezentuje tego, czego Cracovia by potrzebowała. Zarówno on, jak i Karol Knap, spoglądając w statystki, mieli dużo niedokładnych podań, Macedończyk szczególnie długich, bo próbował grać przerzutami i nie do końca to wychodziło. Mimo wszystko zaskoczył mnie na plus. Był widoczny na boisku. Problem jest tylko taki, że jeśli on kosztował ponad 400 tysięcy euro, to Cracovia ma dużo lepszą wersję, którą jest Knap. On może być rozgrywającym na pozycji numer sześć. Liczę, że z meczu na mecz będzie to w jego wykonaniu coraz lepiej wszystko wyglądało. Atanasov musi natomiast łapać minuty, bo w Hajduku wystąpił w 11 spotkaniach ligowych, ale w sumie uzbierało się około 300 minut. Cracovia. Straciła Rodina, a zyskała trzech innych graczy Cracovia pozyskała jeszcze Arttu Hoskonena i Mateusza Bochnaka. - O Bochnaku mogę sporo powiedzieć. Wiedziałem, że to chłopak, który trafi do Ekstraklasy. Nie tylko miał dobrą ostatnią rundę w Chrobrym Głogów (osiem goli i cztery asysty), ale w poprzednich sezonach też miał liczby. Chciałbym, żeby Cracovia zaczęła w większym wymiarze stawiać na Polaków. Chciałbym, żeby ta drużyna miała charakter, a kibicom nie myliły się nazwiska obcokrajowców. Poza tym Polacy w polskim klubie zostawią więcej serca niż przybysze. Z kolei straciła Mateja Rodina, a Mathias Rasmussen doznał poważnej kontuzji. W meczu z Górnikiem nie było jednak widać tych ubytków. - Jeśli chodzi o Rodina, to sztab szkoleniowy nie załatał tej "dziury" żadnym transferem, ale duża strata w przypadku Chorwata to szansa dla Davida Jablonskiego, który w poniedziałek zagrał kapitalny mecz. To, że strzelił gola, to plus, ale trzeba popatrzeć na jego grę na środku obrony, jak nią dyrygował, ile miał przechwytów, nie bał się pojedynków fizycznych z rywalami i w większości je wygrywał. Z kolei Jakubowi Jugasowi przydarzały się błędy z tyłu, ale jak zobaczymy na wynik i generalnie, że oprócz poprzeczki, w którą trafił Lukas Podolski, Górnik nie potrafił dojść do sytuacji, to trzeba przyznać, że defensywa Cracovii zagrała nieźle. Wydaje mi się jednak, że Górnik był jeszcze "bezzębny" w ofensywie w tej pierwszej kolejce w nowym roku. Jak pan myśli, na co stać Cracovię w tym sezonie. Rozpoczęła go dobrze, od trzech zwycięstw z rzędu, ale potem przyszło lekkie załamanie. Wiosnę też zaczęła od wygranej. - Jest takie powiedzenie, że gra się tak jak przeciwnik pozwala. Brawa dla Cracovii, że w meczu z Górnikiem zagrała solidnie i zdobyła trzy punkty, ale trzeba patrzeć całościowo. Po początku sezonu mogło się wydawać, że powalczy o puchary, że złapała wiatr w żagle i ustabilizowała formę. W tym momencie, po pierwszej kolejce w nowym roku, ciężko jest jednak powiedzieć na co ją będzie stać. Trener Jacek Zieliński coraz mocniej zaczyna stawiać na młodych chłopaków. Michał Rakoczy i Jakub Myszor grali już wcześniej, teraz dochodzi do tego Knap, jest Karol Niemczycki i inni zawodnicy. Cracovia nie jest jeszcze drużyną, która będzie walczyła o puchary, ale miejsce, które zajmuje można w brać w ciemno i uznać to za sukces. Odkąd przyszedł trener Zieliński, to zespół jest inaczej budowany niż do tej pory, jednak biorąc uwagę transfery czy kadrę, nie można powiedzieć, że Cracovia jest w stanie walczyć z Pogonią, Rakowem, Lechem czy Legią. Cracovia od wielu lat jest zarządzana przez profesora Janusza Filipiaka, ale w tym czasie ani razu nie była na podium. Za trenera Michała Probierza wywalczyła tylko Puchar Polski i Superpuchar Polski. To trochę mało. - Jestem wychowankiem Cracovii, moim marzeniem było zawsze w niej zagrać, a to był czas, kiedy ona występowała w trzeciej lidze. Wtedy nie myślałem, że zagram w Ekstraklasie. Moje losy potoczyły się tak, że wystąpiłem w niej, ale w innych klubach, i w każdym z nich odnosiłem sukces - wicemistrzostwo Polski, trzecie miejsce czy finał Pucharu Polski. Zawsze jednak patrzyłem w stronę Cracovii, gdzie jest dobrobyt, piękny stadion, raczej nie było problemów z pensjami, nie było problemów, aby ściągnąć zawodników, których się chce, ale nigdy nie doczekaliśmy się wielkiego sukcesu, który spowodowałby boom na Cracovię, żeby trybuny wypełniły się jeszcze bardziej, a klub dostał "kopa". Myślę, że każdy trener, który był w Cracovii, oprócz Michała Probierza, nie dostawał prawdziwej szansy na budowanie drużyny po swojemu, która ma jeden cel. Tutaj było zawsze tak, że nawet jak drużyna spadła, to przecież nic się nie stało - była złość kibiców, ale na górze nic się nie działo. W kolejnym sezonie powinno udać się awansować i będzie dobrze. 10. miejsce w środku tabeli - chcieliśmy więcej, ale wyszło jak wyszło. W DNA Cracovii nie ma o gry o najwyższą stawkę. Jakbyśmy popatrzyli na kadrę, mówiłem to już w poprzedniej odpowiedzi, to ona nie jest na grę w europejskich pucharach i jakościowo w tym sezonie nie jest o nie w stanie powalczyć, a w przeszłości także nie była. Szkoda, bo tu jest bardzo duży potencjał i kilka tych medali po tej stronie Błoń powinno się znaleźć. I pucharów też powinno być więcej. Cracovia. Rafał Grodzicki chciałby być znowu w Cracovii W Cracovii grał pan przez trzy lata, chciałby pan wrócić do tego klubu w jakiejś roli? - To moje marzenie. W piłkę już nie gram, w trenerkę nie chcę się bawić, choć trochę się z tym zetknąłem, będąc asystentem Mirosława Hajdy w Motorze Lublin, i to nie jest moja bajka, ale zarządzanie jak najbardziej. Cracovia to jest mój klub i ja się nigdy nie wstydziłem, że jestem jej wychowankiem. Swego czasu kibice Ruchu powiedzieli, że szanują mnie, bo potrafiłem przyjechać do Chorzowa z szalikiem "Pasów" ubranym na szyi. Jeździłem tam z Łukaszem Surmą i Markiem Zieńczukiem, byłymi piłkarzami Wisły, więc po wygranych derbach chciałem im trochę utrzeć nosa, dlatego nosiłem szalik Cracovii. Fajnie by więc było, gdyby kiedyś znalazło się tam miejsce dla mnie w dziale sportu. Wiem, że moje doświadczenie już zupełnie inne, ale człowiek też się paru rzeczy nauczył. Inne kluby już się kontaktowały ze mną, ale to początek mojej nowej drogi, więc swoje trzeba odczekać, trzeba się dokształcić i zobaczymy, co z tego wyjdzie. A co pan teraz robi? - Jeszcze w tamtej rundzie kopałem piłkę w Jutrzence Giebułtów, pomagałem ale ponieważ zostałem też wybrany prezesem, to tę rundę już odpuszczę, bo po prostu przyszedł czas. Moim celem, jako prezesa, jest poprawa szkółki piłkarskiej, aby dać możliwość trenowania w Giebułtowie, bez potrzeby wożenia dzieci do Krakowa. Jestem też ekspertem w TVP Sport lub na Kanale Sportowym. Cały czas poruszam się w tym świecie, bo ciężko od niego odejść.