- Wynik znamy, Wisła wygrała 4:1. Z mojego punktu widzenia nie mogę ni miłego powiedzieć, o tym co się tutaj stało, szczególnie w drugiej połowie. Przed przerwą konsekwentnie realizowaliśmy nasze założenia. Graliśmy wysokim pressingiem, Wisła nie była w stanie nam zagrozić. Zdobyliśmy wreszcie gola, może przypadkowe, ale zasłużonego. - W przerwie nic nie wskazywało na to, że mecz może skończyć się takim wynikiem. Przełomowym momentem była pierwsza bramka. Wiślacy zachowali się trochę nie fair. Po ich zawodnik leżał kontuzjowany, krzyczano, aby wybić piłkę, tymczasem padł gol. - Przy drugiej bramce myślałem, że był spalony, lecz po obejrzeniu powtórek okazało się, że nie. Szkoda bardzo sytuacji Pawła Nowaka, jeszcze przy stanie 1:1. Wisła nie miała takiej okazji. Gdyby wtedy padł gol, może Cracovia wygrałaby to spotkanie. Ale teraz nie ma co gdybać. - Musimy wyciągnąć wnioski z tej kolejnej wyjazdowej lekcji, bo możemy mieć kłopoty z utrzymaniem się w lidze Ja na boisku potrzebuję charakteru, a w ostatnich 35 minutach nie widziałem tego zbyt wiele u moich piłkarzy. Płatek dopytywany o decyzję czy przedmeczowe informacje o kontuzjach Bartosza Ślusarskiego i Piotra Polczaka były "zasłoną dymną" odparł: - Nie, mówiliśmy prawdę i ich stanie zdrowia. Zdecydowałem jednak, że mogą zagrać. Widać jednak było, że Bartek i Piotrek to nie ci sami piłkarze, co we wcześniejszych meczach. Trener Cracovii zapytany, czy nie przespał w szatni przerwy, bo w drugiej połowie jego drużyna nie grała z takim zaangażowaniem, jak na początku stwierdził: - Nie każda przerwa może wyglądać tak, jak w meczu z Lechią (wtedy Płatek ostro zrugał piłkarzy - przyp. wojt). Nasze założenia na drugą połowę były takie same, jak na pierwszą. WOJT, Kraków