Spora część klubów ligowych alarmuje, że nie została nawet poinformowana o decyzjach, jakie zapadły na ostatniej naradzie RN Ekstraklasy, gdyż wszystko odbyło się po cichu, na oficjalnej stronie Ekstraklasy SA nie ma o tym ani słowa. A sprawa jest przecież kluczowa dla klubów, chodzi o grube miliony z praw telewizyjnych. Jak donosi Presserwis, Ekstraklasa SA mogłaby przedłużyć kontrakt głównych nadawców Canal+ i TVP w zamian za wypłacenie ostatniej transzy. Transzy, która wywołuje takie emocje i kontrowersje, z uwagi na fakt, że czołowa trójka otrzyma od 10 do blisko 19 mln zł, a kluby z dolnej części tabeli będą musiały się zadowolić ochłapami, skrajnie w wysokości ok. 150 tys. zł. Średnie i mniejsze kluby czują się pominięte w procesie decyzyjnym, mało tego, nikt ich nie poinformował o podjętej decyzji przez Ekstraklasę. - Jeżeli pan Animucki podejmie decyzję o przedłużeniu kontraktu, to czeka go proce sądowy - usłyszeliśmy w jednym z klubów ligowego środka. PZPN nie kryje, że jest przeciwny pomysłowi RN Ekstraklasy. - Uważamy, że dzisiaj negocjacje, renegocjacje kontraktu na prawa telewizyjne są kompletnym nieporozumieniem. Kontrakt, który obowiązuje stanowi jasno, że pieniądze z ostatniej transzy i tak muszą być wypłacone. Nikt nikomu łaski nie robi. Zajmowanie się teraz czymkolwiek innym niż restart ligi to zawracanie głowy - powiedział Interii prezes PZPN-u Zbigniew Boniek. - To są zbyt poważne tematy, aby dyskutować o nich w wąskim gronie. Wszystkie kluby powinny brać udział przy podejmowaniu tak kluczowych decyzji - powiedział Interii prezes Górnika Zabrze Dariusz Czernik. W interesie solidarności klubowej, uwzględniającej także zdanie średnich i małych stanął Piast Gliwice. Jego przedstawiciele zyskali wiele w opinii większości klubów, gdyż akurat gliwiczanie z ostatniej transzy dostaną sporo - są przecież wiceliderem, z szansą na obronę mistrzostwa Polski. Najwyraźniej "Piastunki" i większość złożona z małych i średnich klubów spoglądają na temat dalekosiężnie. Na obecnym kontrakcie z Canal+ i TVP świat się nie kończy. Umowa wygasa za rok i wówczas będzie można wynegocjować nową, zwłaszcza wobec zagrożenia, że koronawirus nie odpuści i kibice będą skazani na oglądanie meczów przed szklanym ekranem. Na drugim biegunie jest właściciel Legii Dariusz Mioduski, który zainwestował w swój klub grube miliony i perspektywa wpłaty z ostatniej raty 19 mln zł to deska ratunkowa, zapewniająca płynność finansową klubu. Prezes Mioduski od dawna postuluje, by największym klubom, które mają aspiracje występów w europejskich pucharach odkrawać jak największy kawał tortu z napisem "środki ze sprzedaży praw TV i marketingowych". W związku z faktem, że w Radzie Nadzorczej nie ma już przedstawiciela głosującego dotąd ramię w ramię z Legią Lecha Poznań, prezes Mioduski musiał szukć sprzymierzeńców gdzie indziej. I udało mu się zdobyć większość głosów, dzięki wsparciu Cracovii, Lechii i Jagiellonii, choć ta w tabeli jest ósma, więc pieniędzmi z ostatniej transzy się nie obłowi. "Pasy" są na trzecim miejscu, więc należą do grona klubów, które dostaną większy kawałek tortu.Kliknij i czytaj dalej!