Sebastian Staszewski, Interia: - Sponsoring rozgrywek PKO BP Ekstraklasy w ostatnim roku przyniósł PKO Bankowi Polskiemu 321 mln zł w postaci ekwiwalentu reklamowego. Oznacza to wzrost o 30 procent w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej. Jednocześnie już w czerwcu dobiega końca wasza umowa z Ekstraklasą. Możemy spodziewać się jej przedłużenia? Mariusz Chłopik: - Tak jak wielokrotnie podkreślaliśmy, z PKO BP Ekstraklasą zamierzamy związać się na wiele lat. Bo korzyści są obustronne. I to nie tylko wizerunkowe, ale także, jak pan zauważył - biznesowe. Cele, które sobie założyliśmy przez trzy lata, zostały osiągnięte. Dlatego jesteśmy w toku rozmów o nowym kontrakcie reklamowym. Ile lat ma trwać nowa umowa? - Prawdopodobnie dwa. A to z tego powodu, że ma być dostosowana do kontraktu telewizyjnego, który Ekstraklasa S.A. zawarła z Canal+ i TVP. Chcemy wiedzieć za co dokładnie płacimy. Telewizja jest też głównym nośnikiem piłkarskich treści i powinniśmy być w niej obecni. To będzie kontrakt rekordowy w historii Ekstraklasy? - Nie znam dokładnych kwot sprzed lat, ale mogę zdradzić, że Ekstraklasa S.A. wystąpiła do nas o ciut wyższą kwotę niż poprzednio. Spowodowane jest to między innymi tym, że w przyszłym sezonie zobaczymy w lidze o dwie drużyny więcej. Natomiast pamiętajmy, że występujemy w dwupaku: PKO Bank Polski i Totalizator Sportowy. To pozwala pozyskiwać Ekstraklasie nowych sponsorów, bo nasze firmy dodają największej sportowej lidze w Polsce wiarygodności i prestiżu. Jak na wasze wyniki finansowe wpływa brak kibiców piłkarskich na trybunach? Bo kluby odczuwają ten brak boleśnie - szczególnie te największe, jak Legia Warszawa czy Lech Poznań. - Powiem tezę niepopularną: gdyby nie pandemia, wykręciliśmy jeszcze wyższy wynik, jeśli chodzi o ekwiwalent. Bo zarówno my, jak i spółka Ekstraklasa, potrafimy dobrze zarządzać produktem. Poza tym opinia publiczna jest głodna piłki, ludzie chcą wychodzić z domów i spędzać czas aktywnie. Wystarczy iść wieczorem do parku, aby zobaczyć rodziny, które wychodzą pospacerować. Tak samo jest z kibicami - wszyscy tęsknimy za pełnymi trybunami, za emocjami, oprawami, atmosferą meczu. W naszym przypadku rosnące zainteresowanie rozgrywkami to wyższy ekwiwalent reklamowy i korzyści biznesowe. Prezes Zbigniew Jagiełło wielokrotnie powtarzał, że waszym oczkiem w głowie są młodzieżowcy. - Stawiam tę tezę jako kibic - a nie pracujący w banku menadżer. Według mnie liga nie ucierpiałaby, gdyby na boisku obowiązkowo było dwóch czy nawet trzech młodzieżowców. Mam świadomość, że zbudowanie kadry byłoby wtedy bardzo trudne, ale z drugiej strony kluby nie ściągałyby tylu Słowaków i Czechów, a stawiałyby na chłopaków z Nowej Huty czy Ursynowa. Kilku prezesów to rozumie, jak prezesi Dariusz Mioduski, Karol Klimczak czy Wojciech Cygan. A co powie pan o tezie, że dobry zawodnik nie potrzebuje przepisu o młodzieżowcu, aby grać. - To ja zapytam: skoro wcześniej było tak dobrze, to dlaczego później było aż tak źle? Ludzie, którzy wymyślili ten przepis, wiedzieli jaka jest rzeczywistość i jakie są problemy. I okazało się, że wprowadzenie go pomogło wielu ekipom. Myślę więc, że potrzeba jest matką wynalazków. Nie można nie zauważyć jednak, że młodzieżowcy wyjeżdżają z ligi z prędkością światła. W ostatnich miesiącach byli to Przemysław Płacheta, Jakub Moder czy Michał Karbownik, a w kolejce stoją Kamil Piątkowski, który podpisał umowę z RedBull Salzburg i Tymoteusz Puchacz. - Musimy sobie uczciwie powiedzieć, że Ekstraklasa będzie ligą eksportową, tak jak Chorwacja. Dlatego niech chłopcy zaczynają wybiegać w podstawowych składach w wieku 17 lat. Tak jak na przykład w Dortmundzie. Wtedy pograją w Warszawie, Poznaniu czy Szczecinie przez cztery lata, a nie dwa. I taki zawodnik, jak pojedzie do Unionu Berlin, Cagliari czy innego klubu, nie będzie czuł żadnej presji. A dwa: myśli pan, że jeśli "odpali" w Legii Szymon Włodarczyk, to ile czasu będzie potrzeba, aby w Warszawie mówiono, że "idzie się na Włodarczyka"? Niewiele. Kibice potrzebują lokalnych bohaterów. - Też tak uważam. Jedno o młodzieżowcach można powiedzieć: jeśli polskie kluby zarabiają miliony, to na nich. - Jest ciekawa kwota, którą wyliczyliśmy: 64 mln euro. To kwota, jaką polskie zespoły zarobiły na młodzieżowcach od momentu, od którego PKO Bank Polski jest sponsorem tytularnym ligi. Jako Bank przyznajemy nagrodę Młodzieżowca Miesiąca, pokazujemy tych chłopaków, przedstawiamy ich kibicom. Jesteśmy dumni z tego, że kluby stawiają na młodych Polaków, bo od początku do tego namawialiśmy. Natomiast niezależnie od tego powinniśmy budować markę ligi, do której będą chciały wracać gwiazdy reprezentacji, jak Jakub Błaszczykowski, Artur Boruc czy Marcin Wasilewski. Ci zawodnicy powinni mieć alternatywę. Bo lepiej dla piłki klubowej, jeśli Boruc wybierze Warszawę i pomoże się rozwinąć Czarkowi Miszcie, albo Błaszczykowski w Krakowie pomoże Olkowi Buksie, niżby obaj pojechali do Chin czy Arabii po kolejny milion. Ma to także wymiar wychowawczy, bo wątpię, że przy Borucu czy Błaszczykowskim młodym może "odbić". Mam więc nadzieję, że uda nam się zbudować taką markę Ekstraklasy, żeby kiedyś karierę w Polsce chciał zakończyć nawet Robert Lewandowski. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia