Zbigniew Czyż, Interia: Panie trenerze, jak wygląda obecnie praca selekcjonera reprezentacji Polski do lat 20? Jacek Magiera, selekcjoner reprezentacji Polski do lat 20: Musieliśmy wszystko trochę przeorganizować, na pewno jednak tego czasu nie marnujemy, wręcz przeciwnie. Jeżeli chodzi o mnie i cały sztab, to intensywnie pracujemy nad różnymi elementami, schematami, modelami pracy, modelem gry drużyny. Codziennie pomiędzy godziną 17 a 20 mamy wideokonferencję z całym sztabem i podsumowujemy to, co dany trener zrobił w trakcie całego dnia. Jest dużo wyzwań, dyskusji i rozmów. Przygotowaliśmy wiele rzeczy, które w dobie pandemii mają nam ułatwić kontakt z naszymi zawodnikami. Obecnie jesteśmy w trakcie budowania nowej drużyny z rocznika 2002. Kontakt bezpośredni na boisku zamieniliście zatem na kontakt w internecie. - Tak, stworzyliśmy dla grupy prawie pięćdziesięciu piłkarzy ankiety z obszaru sportowego, techniczno-taktyczno-psychomotorycznego, społecznego i oni za pośrednictwem internetu na te pytania odpowiedzieli. W tym momencie to wszystko analizujemy: jak trenują, co robią. Wprowadzamy także powoli wideokonferencje, aby przedstawić im model pracy, po to, aby później, spotykając się na jesieni na zgrupowaniu, wiedzieli jakim językiem taktycznym będziemy z nimi rozmawiać. Chcemy też wiedzieć jakie zadania mają w klubie, czy czegoś aby nie potrzebują. To są bardzo młodzi ludzie, dlatego ta sytuacja jest dla nich sporym wyzwaniem. Chcemy, aby nie bagatelizowali problemu pandemii, a my jako dorośli ludzie i trenerzy powinniśmy im to uświadamiać. Póki co, nie ma żadnych niepokojących informacji od nikogo? - Na szczęście nie. Niektórzy grający za granicą przebywają w tamtejszym klubach, część pozostaje w tych polskich oraz w rodzinnych domach. Na bieżąco staramy się kontrolować ich sytuację. W Rzymie przebywa Nicola Zalewski, w Madrycie Javier Hyjek, poprzez kontakt z tymi zawodnikami mieliśmy trochę wyprzedzone informacje odnośnie tego jak sytuacja może wyglądać w Polsce. W marcu reprezentacja Polski do lat 20 miała zagrać mecze w Pucharze Ośmiu Narodów z Anglią i Czechami, czy wiadomo już na jaki termin zostały przełożone i jaki jest plan kadry na pozostałą część tego roku? - W marcu mieliśmy rozpocząć budowę reprezentacji do lat 19 z rocznika 2002. Po meczu z Anglią ta drużyna miała zagrać towarzysko z Estonią w Ustroniu. W zgrupowaniu miało wziąć udział około czterdziestu piłkarzy, chcieliśmy im robić test wytrzymałościowy, psychomotoryczny, uwagi wzrokowej i mentalny, testy mocy na platformie, testy posturalne. Wszyscy żałujemy, że nie udało się tego zrealizować i na razie nie wiadomo też na kiedy wspomniane mecze zostaną przełożone. To o tyle nieskomplikowana sytuacja, że są to mecze towarzyskie i nie decydują o kwalifikacji na mistrzostwa świata, czy Europy. Chciałbym, żeby te mecze zostały jednak rozegrane, bo w ten sposób zakończylibyśmy pracę z zawodnikami z rocznika 1999, a nie poprzez rozmowę telefoniczną. Dwóch pana podopiecznych z ubiegłorocznych mistrzostw świata zmieniło niedawno barwy klubowe, mam na myśli Radosława Majeckiego i Bartosza Slisza. Uważa pan, że dla pierwszego z nich przejście do Monaco to dobry krok? Slisz będzie w stanie rozwinąć się w Legii? - Mam nadzieję, że tak. Dla Radka Majeckiego transfer zagraniczny to jest duża sprawa, zmiana miasta, państwa, języka i mentalności. Wiem, że jest na tyle ambitnym bramkarzem, że sam transfer go nie zadowala i będzie chciał przede wszystkim grać. Nie wiadomo tylko, czy już od lipca będzie mógł trenować z klubem z Francji. Bartosz Slisz zrobił w ostatnim czasie duży progres. W październiku zagrał dwa kapitalne mecze w reprezentacji, najpierw z Niemcami, później z Holandią. Pokazał, że może grać wielką piłkę na dużej intensywności. To nie jest typ piłkarza, który będzie rozśmieszał poza boiskiem. To pracuś, który wykonuje ogromną robotę i przemawia na boisku. Myślę, że dla Legii będzie dużym wzmocnieniem pod warunkiem, że wszystko potoczy się tak jak należy. Mam tutaj na myśli przede wszystkim poradzenie sobie z presją, bo oczekiwania w Warszawie są inne niż w Zagłębiu Lubin. W stolicy wymagania są takie, że na dziesięć meczów dziesięć trzeba wygrać, ale znając Bartka jestem przekonany, że sobie poradzi. Kibicuję mu, mamy dobry kontakt, dzisiaj wyruszył w świat, jest na głębokiej wodzie i mam nadzieję, że o nim jeszcze dużo dobrego usłyszymy. Ma pan obecnie bardzo dobry przegląd sytuacji w polskiej piłce młodzieżowej, czy sytuacja po pandemii może spowodować dla młodych zawodników większą szansę do pokazania się, zaistnienia i szybszego wejścia w dorosły futbol? Nie wszystkich prezesów klubów może być stać na wysokie kontrakty lub zatrudnianie piłkarzy z zagranicy. - Myślę, że na pewno tak. Większa cześć prezesów będzie patrzyła na to co ma w piwnicy, czyli w akademiach, drużynach juniorskich. Gdy sytuacja każdego klubu będzie bardziej dokładnie analizowana, to myślę, że z korzyścią dla młodych piłkarzy. Przepis o konieczności gry młodzieżowca w Ekstraklasie pokazał, że wcale nie trzeba szukać piłkarzy na Bałkanach, w Grecji, Holandii, Hiszpanii, czy w innych ligach, lecz wystarczy rozejrzeć się dookoła i dać szansę. Nie można od młodego zawodnika wymagać od razu, żeby nie wiadomo jak się prezentował. Oglądam wiele meczów w naszej lidze i wcale nie jest powiedziane, że piłkarz wychowany u nas popełniałby więcej błędów od tych sprowadzanych z zagranicy. Jestem przekonany, że aż tak wielkiej różnicy by nie było. Jestem za tym, aby piłkarze zagraniczni byli w naszej lidze, ale tylko wybitne jednostki, a nie tacy, którzy zabierają miejsce młodym naszym zawodnikom. Zdarza się, że siedzą na ławce i jeszcze marudzą, że nie grają, bo wydaje się im, że to się należy, bo przyjechali z innego kraju.