Cztery miesiące temu, 4 października 2020 roku, ponad trzy tysiące kibiców zasiadło na trybunach stadionu Piasta Gliwice. Świadkowie imponującego zwycięstwa gości, którzy rozgromili Piasta 4-1, nie mieli wówczas pojęcia, że są szczęściarzami, którzy jako ostatni w Polsce mają okazję oglądać ekstraklasowy mecz na żywo. Niedługo później - z powodu drugiej fali epidemii koronawirusa - trybuny w całym kraju zostały zaryglowane, a sympatycy piłki musieli wrócić przed telewizory. W ostatnich dniach pojawiła się jednak nadzieja, że piłka w wydaniu na żywo powróci. Padła nawet konkretna data: 1 marca. I choć zwolenników rozpoczęcia "odmrażania" stadionów nie brakuje, to do wpuszczenia ludzi na trybuny jest jeszcze daleko. Spotkanie prezesa z ministrem zdrowia. Co dalej? Pierwszy publiczny krok, choć nieco nieporadny, wykonał we wtorek PZPN, którego przedstawiciele stawili się przed sejmową Komisją Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki. I choć celem ich wizyty było przedstawienie raportu organizacyjnego, to działacze skorzystali z okazji i zainicjowali dyskusję na temat powrotu kibiców. Sygnał wysłany przed komisją był jednak o tyle zaskakujący, że KFS nie ma uprawień dotyczących kwestii otwierania trybun. A dodatkowo wypuszczenie dzień wcześniej informacji dotyczącej ruchów ekipy Zbigniewa Bońka nie spodobało się otoczeniu premiera Mateusza Morawieckiego, które odebrało przeciek jako próbę medialnego nacisku. Nie oznacza to jednak, że temat nie istnieje. Od jakiegoś czasu działania - daleko od świateł fleszy - prowadzi także Ekstraklasa. Według informacji Interii władze spółki kilka dni temu przesłały oficjalne pismo do premiera, w którym zasygnalizowały gotowość do podjęcia rozmów w sprawie powrotu kibiców. Reakcja była natychmiastowa: w środę prezes Marcin Animucki spotkał się z ministrem Adamem Niedzielskim. Samo spotkanie nie oznacza co prawda, że stadiony zostaną "odmrożone" już na początku marca, co sugerowały niektóre media. Jest wręcz przeciwnie: Ekstraklasie i rządowi nie zależy na hurraoptymistycznym zrywaniu kłódek, które za dwa tygodnie znów trzeba będzie zakładać. Ale temat istnieje, a to daje nadzieję, że wiosną będzie okazja, aby futbol oglądać na żywo. Wiele zależy od polityków i... kibiców W rzeczywistości więcej niż od dobrych chęci rządzących czy działaczy zależeć będzie od epidemii koronawirusa. Jeżeli liczba zakażonych utrzyma się na stabilnym poziomie i nie będzie przekraczała ok. 10 tysięcy osób na dzień, możliwe, że minister zdrowia, Rada Medyczna czy Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego z premierem Morawieckim na czele zapalą zielone światło, tak jak zapaliły je w czerwcu. Wtedy w krajach zachodnich niewielu myślało o otwieraniu trybun. Ekstraklasa - w ścisłej współpracy z klubami oraz PZPN - zdała jednak trudny egzamin i sprawnie przeprowadziła proces "odmrażania" infrastruktury. A w obecnej sytuacji istnienie przetestowanych oraz sprawdzonych procedur może być niezwykle istotne. Z drugiej strony nie jest tajemnicą, że najmniej stabilnym ogniwem w układance są kibice. Latem i jesienią wielu z nich niezbyt chętnie przestrzegało obowiązku zachowania dystansu społecznego, tworząc na trybunach tzw. "młyny". Dodatkowo fani na mecze przemieszczali się przepełnionymi autobusami miejskimi, co maksymalizowało - a nie minimalizowało - możliwość zakażenia się wirusem. Dlatego kto wie, czy w proces decyzyjny nie zostaną włączeni wojewodowie, którzy decyzje będą podejmowali we współpracy z poszczególnymi miastami. Bo jedno jest pewne: otwarcie trybun ma sens dopiero wtedy, gdy dobrą wolą popiszą się nie tylko politycy i działacze, ale też - a może przede wszystkim - kibice. Sebastian Staszewski, Interia