Określenie "mecz o 6 punktów" wymyślono właśnie dla meczów takich, jak ten Miedzi z Jagiellonią. Może i sytuacja zespołu Macieja Stolarczyka nie jest delikatnie mówiąc najlepsza, ale gdyby Grzegorzowi Mokremu ktoś zaproponował zamienienie się liczbą punktów z niedzielnymi rywalami, to z pewnością zbyt długo by się nie zastanawiał. "Jaga" grała więc o oddech i odskoczenie od strefy spadkowej, Miedź o to, by pociąg z nazwą "utrzymanie" jeszcze jego drużynie nie odjechał. Szybka wymiana ciosów Ten stan rzeczy widać było też na boisku, bo oba zespoły w pierwszych minutach były momentami wręcz nad wyraz ostrożne. Nie było może panicznych wybić piłki i gry byle dalej od swojej bramki, ale po zawodnikach widać było, że kilkukrotnie się zastanawiają przed podjęciem jakiejś bardziej ryzykownej decyzji. Na tą w 24. minucie zdecydował się Nene i jak się okazało, było to najlepsze co mógł zrobić. Jagiellonia sprawnie rozegrała piłkę w środku pola, ta w końcu trafiła do Portugalczyka, który postanowił spróbować technicznego strzału lewą nogą z ponad dwudziestu metrów. Po chwili piłka była już w siatce, a 27-latek mógł pobiec cieszyć się z kibicami z Białegostoku. O ile było to naprawdę ładne uderzenie, tak trudno nie odnieść wrażenia, że dużo więcej mógł zrobić Stefanos Kapino, który tylko stał jak wryty, patrząc jak ta wpada do jego bramki. Na jego szczęście koledzy z pola sprawnie odrobili straty. Pięć minut później Miedź wywalczyła rzut rożny, a do piłki podszedł Dimitar Velkovski. Bułgar zagrał piłkę na idealnej wysokości dla Nemanji Mijuskovicia, który chętnie z tego dogrania skorzystał i głową pokonał Alomerovicia. Ten gol dodał Miedzi nieco werwy, a wybił z rytmu gości. Ostatecznie do przerwy goli już nie oglądaliśmy. Śnieżyca i pudło za pudłem Miedzi Po zmianie stron szybciej niż na gole doczekaliśmy sie na śnieżycę, która zakręciła się nad stadionem w Legnicy. W Białymstoku niby powinni być przyzwyczajeni do radzenia sobie w niskich temperaturach, jednak to piłkarze Miedzi wyglądali w tych warunkach lepiej. Goście zaczęli coraz częściej gubić się w obronie, ale na ich szczęście rywale mieli podobne problemy z wykańczaniem akcji. W drugiej połowie na boisku pojawili się Olaf Kobacki i Angelo Henriquez i tutaj powinniśmy napisać o nosie trenera Mokrego. Właśnie, tylko powinniśmy, bo obaj w świetnych sytuacjach nie byli w stanie zdobyć gola. Kobacki obu swoich szansach fatalnie się pomylił, a szczególnie druga z nich była wyborna. 21-latek znalazł się sam na sam z Alomeroviciem, ale przekombinował szukając lobu. Piłka co prawda kozłowała, na pewno jednak dało się tę sytuację wykończyć lepiej. Po chwili przed swoją okazją stanął Henriquez, również wychodząc oko w oko z bramkarzem "Jagi" i również ją marnując. Tym razem Alomerović świetnie wyczekał rywala, aż ten wreszcie spanikował i w zasadzie kopnął prosto w niego. Nawiązując do początku, podział punktów żadnej z drużyn nie urządza. Miedź grzęźnie bowiem na ostatnim miejscu w tabeli, a Jagiellonia wciąż jest niebezpiecznie blisko strefy spadkowej. Z tego wyniku z pewnością ucieszyła się inna żółto-czerwona drużyna, bo Korona Kielce jednocześnie ucieka Miedzi i zbliża się "Jagi" tylko na dwa punkty. Zapasy o utrzymanie zapowiadają się więc wybornie.