"Biała Gwiazda" do starcia z Wisłą Płock przystępowała osłabiona problemami zdrowotnymi. Nie były jednak one aż tak duże, by dało się nimi wytłumaczyć kolejną porażkę. Pomysł z Michałem Frydrychem w pomocy nie zdaje egzaminu Adrian Gula w trzecim meczu z rzędu przesuwa czeskiego obrońcę Wisły do pomocy, przynajmniej w wyjściowym ustawieniu. I po raz trzeci potwierdza się, że w ten sposób pozbawia się dobrego stopera, a jednocześnie nie zyskuje wcale dobrego pomocnika. O ile wystawienie Frydrycha w środku pomocy w Płocku można było nieco usprawiedliwić brakami kadrowymi, czyli nieobecnością Aschrafa El Mahdioui’ego i ewentualną słabszą dyspozycją Patryka Plewki po chorobie, o tyle dalsze trzymanie się tej koncepcji w kolejnych spotkaniach będzie już zupełnie niezrozumiałe. Michal Frydrych jest naprawdę dobrym stoperem, zwłaszcza na warunki Ekstraklasy. Jednak w pomocy nie czuje się pewnie, ratuje się faulami, nie nadąża za szybkimi akcjami przeciwnika. W Zabrzu nadrabiał skutecznością, bo zdobył bramkę z dystansu. Ale umiejętność przymierzenia zza pola karnego to za mało, by uzasadniało to potrzebę przesuwania Frydrycha do środka pola. Ani nie daje to drużynie większej pewności siebie w grze obronnej, ani nie powoduje, że Wisła wygrywa walkę o środek pola. Jest wręcz odwrotnie, krakowianie w środku pola zostawiają zbyt wiele miejsca rywalom, nie trzymają odległości między zawodnikami i formacjami. Nawet po powrocie do linii defensywnej już w trakcie meczu, Frydrych sprawia wrażenie wytrąconego nieco z rytmu. Na dłuższą metę nie da się uszczęśliwić wszystkich. Nawet jeżeli Adrianowi Guli szkoda zostawiać na ławce kogoś z trójki Serafin Szota - Alan Uryga - Michal Frydrych, to przesuwanie Czecha do przodu nie jest sposobem rozwiązania tego dylematu. Wisła ma problem z obsadą bramki, który można było przewidzieć Trudno powiedzieć, co kierowało włodarzami Wisły, gdy planowali obsadzenie pozycji bramkarza na obecny sezon. Było oczywiste, że Mateusz Lis może odejść. Tymczasem nawet nie spróbowano ściągnąć zawodnika podobnej klasy. Postawiono zamiast tego na 19-latka bez żadnego doświadczenia na tym poziomie rozgrywkowym, do tego dołożono 27-letniego Kacpra Rosę, który jednak najwyraźniej nie prezentuje odpowiedniej formy. Gdy zorientowano się, że Mikołaj Biegański może i ma talent, ale w Ekstraklasie popełnia - zupełnie zrozumiałe w wieku juniorskim - poważne błędy, na szybko salwowano się ściągnięciem doświadczonego 37-letniego Pawła Kieszka. Ale to tak nie działa: dodanie doświadczenia Kieszka do młodzieńczej świeżości Biegańskiego wcale nie zaowocowało jakimś idealnie zbalansowanym obsadzeniem bramki. Efekt jest taki, że na ten moment ani Kieszek nie gra w sposób satysfakcjonujący, ani Biegański. Ten drugi zbyt często nie wychodzi do dośrodkowań, czasem popełnia błędy w ustawieniu. Choć jednocześnie wieloma interwencjami na linii potrafi zaimponować. To, że nie gra idealnie jest oczywiście zrozumiałe w jego wieku. Ma prawo dostać czas na naukę. Tylko, że w Wiśle rzucono go od razu na głęboką wodę, co jemu samemu niekoniecznie pomaga, nie mówiąc o problemie dla zespołu. Na dokładkę, trudno zrozumieć, po co ściągano Rosę, skoro nie jest w stanie być realną alternatywą przy słabszej grze duetu Biegański - Kieszek. Ktoś musi ukierunkować Yawa Yeboaha, by podejmował lepsze decyzje Zawodnik z Ghany był najaktywniejszym graczem wiślackiej ofensywy w Płocku, ale trudno jednocześnie uznać, że najlepszym. Yeboah - nie po raz pierwszy - grzeszył bowiem boiskowym egoizmem, stawianiem na grę zbyt indywidualną. Cóż z tego, że ma szybką nogę, potrafi zademonstrować serię zwodów, jeżeli pcha się na trzech rywali i tak długo holuje futbolówkę, aż ją traci. W Płocku uwikłał się w aż 28 pojedynków, ale wygrał tylko 13 z nich. Rolą trenera jest tu praca nad zmianą tej sytuacji. Raz, by Yeboah nauczył się w porę dostrzegać partnerów, a dwa - by ci partnerzy wychodzili zawodnikowi z Ghany aktywnie na pozycje. Bo zbyt często biernie czekają, co tamten zrobi z piłką. Kiedyś w rozmowie z Interią Yeboah podkreślał, że trener Gula daje mu dużo swobody w ofensywie. Być może jednak nawet za dużo. Być może skrzydłowego trzeba jednak bardziej zdysycyplinować, by nauczył się, że sam meczu Wiśle nie wygra. Rezerwowi Wiśle dają za mało w ofensywie W którymś już meczu z rzędu niewiele wnoszą do gry Wisły zarówno Dor Hugi, jak i Hubert Sobol. Podobnie było w Płocku. Na razie trudno znaleźć argumenty na obronę transferu Hugiego, a jedynym - póki co - argumentem przemawiającym za Sobolem jest jego wiek. W Płocku Hugi zaliczył cały jeden wygrany pojedynek, a wszedł na plac gry w 53. minucie. Natomiast 21-letni Sobol potrzebuje być może czasu na pokazanie swoich atutów, zwłaszcza, że miał dłuższą przerwę od regularnej gry. Natomiast nie zmienia to faktu, że w takim meczu, jak w Płocku Gula miał problem z tym, by znaleźć na ławce ofensywnych zawodników, którzy mogliby realnie pomóc odmienić losy meczu. Może pomysłem na kolejne spotkania byłoby danie szansy dłuższej gry na skrzydle młodemu Krystianowi Wachowiakowi, który akurat w ofensywie potrafił zabłysnąć w sparingach? Wisła musi liczyć na powrót do pełni formy duetu Aschraf El Mahdioui - Patryk Plewka Obaj mieli ostatnio problemy zdrowotne, więc trudno powiedzieć, kiedy powrócą do gry w pełnym wymiarze i optymalnej formy. Bliżej na ten moment jest Plewka, który w Płocku już wszedł na końcówkę meczu na plac gry. Nie ulega jednak wątpliwości, że tych dwóch graczy środka pola, zwłaszcza przebywając na boisku jednocześnie, potrafi dać Wiśle w środku pomocy stabilizację, spokój i dobrą organizację pod względem taktycznym. A do tego dołożyć sensowne rozegranie piłki. Czyli to wszystko, czego ostatnio "Białej Gwieździe" brakuje.