"Nielubiany rywal", chyba każdy klub na świecie ma takiego przeciwnika, z którym nie lubi się mierzyć. Legia mimo dużo dłuższej historii, liczbie sukcesów, przewadze finansowej, kibicowskiej i tak naprawdę każdej innej, wiele razy w ostatnich latach potyka się na meczach z Piastem. Kompleksem tego jeszcze nazwać nie można, ale przewagi śląskiego klubu nad najbardziej utytułowanym klubem w historii Ekstraklasy, z roku na rok stają się coraz bardziej zaskakujące. Pięć poprzednich meczów z Piastem u siebie, Legia kończyła bez wygranej. Gliwiczanie zwyciężyli aż trzy razy, a dwukrotnie padł remis. Dotyczy to zarówno spotkań ligowych, jak i pucharowych. Ostatni raz mistrzowie Polski zwyciężyli na Łazienkowskiej z Piastem w połowie grudnia 2018 r. Trenerem Legii był wówczas Ricardo Sa Pinto, a gole, w wygranym 2:0 spotkaniu, strzelali Sandro Kulenović i Carlitos. Nazwiska tych dwóch napastników kibicom Legii kojarzą się z osobą Vukovicia, który podczas poprzedniej swojej kadencji przy Łazienkowskiej posądzany był o to, że faworyzuje Chorwata, kosztem Hiszpana. "Vuko" przed meczem powiedział, że zna powód, dla którego Legia w ostatnich latach nie radzi sobie z Piastem. Jako taki, wskazał osobę trenera zespołu z Górnego Śląska, Waldemara Fornalika, który zawsze umie odpowiednio ustawić swój zespół, zmobilizować go, zmotywować i bezbłędnie wychwycić wszystkie słabsze punkty Legii. Fornalik prześladowca Legii Były selekcjoner to prawdziwy prześladowca warszawskiego zespołu. To Fornalik doprowadził do wszystkich ostatnich klęsk Legii w meczach z Piastem. Vuković postanowił udowodnić, że można mu się przeciwstawić i od pierwszych minut spotkania gospodarze mieli sporą przewagę. Nic z niej jednak nie wynikało poza niecelnymi albo blokowanymi strzałami Macieja Rosołka. W 43. min goście niespodziewanie objęli prowadzenie. Przy akacji zakończonej golem Damiana Kądziora kiksowali obaj stoperze - najpierw Mateusz Wieteska, który nieudolnie obijał piłkę, a potem Lindsay Rosę, który źle wybijał głową. Tradycji stało się więc zadość i do przerwy Piast prowadził na Łazienkowskiej, choć z przebiegu meczu nie do końca na to zasługiwał. Po przerwie nadal atakowała Legia, a Piast czyhał na jej błędy. W 60. min wydawało się, że już nic nie uchroni gości od starty gola, ale po efektownym strzale Tomasa Pekharta "nożycami" z kilku metrów, piłka trafiła w poprzeczkę. Minuty mijały, a wynik się nie zmieniał. Legia waliła głową w gliwicki mur. Piast bronił się bardzo skutecznie. Jego obrońcy nie dopuszczali do groźniejszych sytuacji pod bramką Frantiszka Placha. W listopadzie 2020 r. Legia zremisowała u siebie z Piastem 2:2. Ten mecz w swojej prywatnej historii zapisał z pewnością Bartosz Kapustka, bo jego otwierające wynik trafienie w 13. min, było dla niego pierwszym golem, strzelonym dla Legii. Ten mecz z Piastem Kapustka też zapamięta, bo po raz pierwszy od feralnej kontuzji w spotkaniu z Florą Tallin (21 lipca 2021 r.), znalazł się w kadrze meczowej. Brawa dla Kapustki W 72. min meczu Kapustka po dziewięciu miesiącach przerwy pojawił się na boisku, entuzjastycznie witany przez kibiców. Wyczekiwali oni na jego powrót, bo po odejściu Luquinhasa, w zespole Vukovicia nie ma piłkarza, który w pojedynkę potrafiłby przesądzić o wyniku meczu. Kapustka jest takim piłkarzem. Wiedza o tym kibice, a także selekcjoner Czesław Michniewicz, który wspominał, że liczy na swojego ulubieńca już w kontekście czerwcowych spotkań Ligi Narodów. Razem z Kapustką na boisko wszedł Ernest Muci i już po minucie mógł zostać, bohaterem, ale piłka, która trafiła do niego w polu karnym, odskoczyła mu od nogi. W 78. min Legia była o centymetry od wyrównania. Z rzutu rożnego świetnie dośrodkował Josue, ale strzał głową Artura Jędrzejczyka zablokował były legionista Jakub Czerwiński. Wynik spotkania, mimo ataków z obu stron, już się nie zmienił. Dzięki wygranej przy Łazienkowskiej Piast nadal liczy się w walce o europejskie puchary. Legia już nie.