W 73 minucie piłka po strzale rezerwowego w zespole Piasta Patryka Sokołowskiego trafiła w rękę stojącego na linii bramkowej Sapały. Prowadzący spotkanie Wojciech Myć skorzystał z VAR, a po obejrzeniu wszystkiego na monitorze wskazał na jedenasty metr, a zawodnikowi częstochowian, który kilka lat temu grał w Piaście, pokazał czerwoną kartkę. - Czy ręka była? Różne są opinie. Dostałem piłką w rękę, stojąc na linii bramkowej, więc w takiej sytuacji jest rzut karny. Ciężko coś tutaj powiedzieć - komentował po meczu zawodnik. Z jedenastki wyrównał Jorge Felix, a kilka minut później gliwiczanie zdobyli zwycięskiego gola, po akcji innego swojego rezerwowego Patryka Tuszyńskiego i samobójczym trafieniu młodego Michała Skórasia, który debiutował w pierwszym zespole Rakowa i rozgrywał dobre spotkanie, będąc widocznym na skrzydle. Beniaminek nie musiał przegrać przy Okrzei z mistrzem Polski. - Zabrakło kropki nad "i", zabrakło tej drugiej bramki. Jakbyśmy ich "dobili", to grałoby się spokojnie i dowieźlibyśmy zwycięstwo do końca. Szkoda tego, bo jak się ma rywala na deskach, to trzeba go dobić. Nawet po błędzie naszym czy sędziego, to nie byłoby nam po meczu smutno, a tak, zamiast strzelić dwie bramki, to tracimy gola na 1-1, a potem na 1-2 i punktów nie ma - komentował Sapała. Po 9 ligowych kolejkach Raków na swoim koncie ma dziewięć punktów. Gdyby udało się wygrać w Gliwicach, to częstochowianie byliby teraz przed mistrzem Polski. Beniaminek dobrze gra, ale przegrywa. Tak było w sierpniu w Zabrzu, gdzie drużyna prowadzona przez Marka Papszuna przegrała po samobójczym trafieniu Sapały z Górnikiem 0-1, tak było teraz w Gliwicach. - Punkty uciekają, ale spokojnie, jeszcze będziemy je mieli - podkreśla pomocnik Rakowa. W następnej kolejce rywalem drużyny spod Jasnej Góry będzie w 10. kolejce Wisła Płock. Mecz z "Nafciarzami" w przyszłą sobotę na boisku w Bełchatowie. Michał Zichlarz, Gliwice Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ekstraklasy