- Taki jest futbol. Muszę uszanować decyzję. Najtrudniejsze dla mnie jest to, że nie mogłem poprowadzić drużyny w meczach przeciw Sewillii, a także nie dane mi to będzie w rewanżowym spotkaniu z Iraklisem Saloniki - dodał Petrescu. - Gdyby to się zdarzyło po porażce w Grecji, dopuszczałbym taką myśl do siebie, ale teraz? Przecież nie byłem związany z tym klubem dla pieniędzy. W lidze nie graliśmy świetnie, ale było okej. Wisła jest jedyną drużyną niepokonaną w tym sezonie ekstraklasy. A w Pucharze UEFA jesteśmy po pierwszej połowie. Jestem przekonany, że Wisła wygra w Grecji - wyznał rumuński szkoleniowiec. Mimo okoliczności, Petrescu miło wspomina pracę w krakowskim klubie. - Przeżyłem tu fantastyczne chwile. Nie żartuję. To było dla mnie wspaniałe doświadczenie, poznałem świetnych ludzi, jak Kuba Jarosz, Kaziu Moskal, Marek Konieczny - podkreślił Petrescu, który nie wykluczył powrotu do polskiej ligi, a nawet Wisły. - A dlaczego nie? Zależy, od jakiego klubu otrzymałbym propozycję i w jakich warunkach. Wszyscy w Wiśle wiedzą, że pracowałem na sto procent, bo futbol to jest moje życie. Nie mam żadnych oporów, by znów pracować w Polsce. Może nawet kiedyś wrócę do Wisły? - stwierdził Rumun. Następcą Petrescu w Wiśle został były szkoleniowiec Legii Warszawa Serb Dragomir Okuka. - Nigdy o nim nie słyszałem. Jest jednak szczęściarzem, bo dostaje drużynę, w której większość piłkarzy wyzdrowiała, są ustawieni taktycznie i zrobili duży postęp mentalny. Ale zobaczycie, już w środę odejdzie ktoś, kogo o to nie podejrzewacie. Domyślam się, kto był w klubie przeciw mnie, ale ode mnie się tego nie dowiecie - mówił Petrescu. Dziennikarz "PS" zadał Petrescu także takie pytania: - Czy został pan zaproszony przez Wisłę na mecz z Sevillą? - Czy Wisła jest profesjonalnym klubem? - Co, by pan powiedział Bogusławowi Cupiałowi, gdyby się teraz mógł z nim spotkać? Odpowiedź Petrescu była w każdym przypadku taka sama - "Następne pytanie".