W sobotę w spotkaniu 14. kolejki Orange Ekstraklasy "Biała Gwiazda" przegrała na własnym stadionie w lidze po raz pierwszy od ponad pięciu lat. Fantastyczną passę krakowian przerwał zespół z Bełchatowa wygrywając 4:2. - Jak się Pan czuje po przerwaniu tej rekordowej serii nieprzegranych meczów na własnym stadionie? Twierdza na Reymonta została zdobyta. - Na pewno nie jest to miłe. W sobotę zagraliśmy w pierwszej połowie katastrofalnie. W drugiej części meczu chcieliśmy to odrobić, ale zaraz na początku straciliśmy czwartą bramkę i było bardzo ciężko. Walczyliśmy do końca, niestety się nie udało. - Skąd taki fatalny początek? - Nie wiem, tak jest od kilku meczów, że w pierwszej połowie nie gramy w piłkę tylko biegamy i przeciwnik to wykorzystuje. W drugiej połowie bierzemy się do roboty, ale na takiego przeciwnika jak Bełchatów to nie wystarczyło. Oddzielny temat to Pan sędzia, który nie gwizdnął dwóch karnych. - Było widać, że w dzisiejszym meczu zabrakło Wiśle Clebera. Jak to jest, że brak jednego zawodnika daje takie straszne efekty? - Wiadomo jakim Cleber jest piłkarzem dla Wisły - w obecnej, bardzo wysokiej, formie, jest to piłkarz, który trzyma całą obronę. Ciężko się bez niego gra, ale mamy taką szeroką kadrę, że ci, co za niego występują powinni grać dobrze. Bełchatów dzisiaj oddał chyba z pięć strzałów, a strzelił nam cztery bramki. Takie jest życie. - Co bardziej boli, utrata pozycji lidera, czy to, że ta słynna seria meczów bez porażki przestała istnieć? - Mnie osobiście bardziej boli to, że ta seria przestała istnieć. Umówmy się, jest dopiero jesień, mistrzostwo zdobywa się wiosną i z takim nastawieniem na pewno przystąpimy do rundy wiosennej. Zobacz opisy meczów 14. kolejki