Trudno było oczekiwać, że Pogoń Szczecin straci punkty w domowej potyczce akurat z Radomiakiem. Chodziło przecież o drużynę, która wszystkie wcześniejsze spotkania na swoim terenie kończyła zwycięstwem. Było ich dokładnie siedem. Wprawdzie w poprzedniej kolejce "Portowcy" dali sobie strzelić cztery gole w Lublinie (2:4 z Motorem), ale uznano to za wypadek przy pracy. Teraz wszystko miało wrócić do normy. Bukmacherzy byli w tym temacie zgodni - faworyta upatrywali w ekipie gospodarzy. - Mam nadzieję, że naszą złość po meczu w Lublinie przełożymy na boisko. Chociaż bardziej niż złość chciałbym zobaczyć więcej jakości - mówił przed meczem trener szczecińskiego zespołu, Robert Kolendowicz. Niecodzienne sceny w Ekstraklasie. Koncert beniaminka w Gliwicach zwieńczył hattrick Koniec fantastycznej serii Pogoni. Padła twierdza Szczecin, wystarczył jeden cios Życzenie szkoleniowca nie doczekało się jednak realizacji. Już w piątej minucie goście mogli wyjść na prowadzenie. Sytuację sam na sam z golkiperem Pogoni zmarnował jednak popisowo Zie Ouattara. W odpowiedzi jeszcze przed upływem kwadransa Efthymis Koulouris trafił w słupek. Nie oznaczało to jednak, że szczecinianie przejmują inicjatywę. Po kilku chwilach futbolówka trafiła również w słupek bramki Pogoni, gdy uderzał niefortunnie Jan Grzesik. Rezultat spotkania otworzyli piłkarze Radomiaka. W 37. minucie do miękkiej centry wystartował w tempo Paulo Henrique i wślizgiem w polu bramkowym skierował piłkę do siatki. Skromne prowadzenie przyjezdnych utrzymało się do przerwy. Po zmianie stron główne role odegrali bramkarze. Po godzinie spotkania Pogoń mogła przegrywać różnicą dwóch goli. Po potężnym uderzeniu Roberto Alvesa z najwyższym trudem interweniował Valentin Cojocaru, przenosząc futbolówkę na słupek. Potem próbkę umiejętności na przeciwległym krańcu murawy dał Maciej Kikolski. Na przestrzeni kilku minut dwukrotnie bronił bardzo groźne strzały Kamila Grosickiego. To były kluczowe momenty tej konfrontacji. Tym sposobem padła twierdza w Szczecinie. Dopiero ósma próba jej zdobycia okazała się skuteczna. Radomiaka wraca na Mazowsze z pełną pulą i ucieka od bezpośredniego sąsiedztwa strefy spadkowej.