Nastroje panujące w drużynie Rakowa Częstochowa przed spotkaniem ligowym z Koroną Kielce nie były delikatnie mówiąc najlepsze. Mistrz Polski zaledwie trzy dni wcześniej skompromitował się w rywalizacji z Atalantą Bergamo w ostatnim meczu fazy grupowej Ligi Europy. "Medaliki" przegrały aż 0:4, a kibice czuli zażenowanie nie tylko z powodu postawy bloku defensywnego. Nie popisali się również piłkarze w ofensywie, którzy marnowali raz za razem znakomite okazje strzeleckie. Finalnie Raków pożegnał się już z europejskimi pucharami i będzie mógł się w pełni skupić się na rozgrywkach krajowych. Raków już od czterech kolejek czeka na ligowe zwycięstwo, a dystans dzielący go do czołówki tabeli stale się zwiększa. Śląsk Wrocław wygrał w piątek z Zagłębiem Lubin i ma po 19 kolejkach na koncie już 41 punktów. Druga w tabeli Jagiellonia Białystok traci do niego trzy oczka. Ewentualna strata punktów w rywalizacji z walczącą o utrzymanie Koroną byłaby dla kibiców mistrza Polski poważnym ciosem. Raków znów bez błysku, choć szczęśliwie Zgodnie z przewidywaniami inicjatywę od początku przejęli gospodarze, którzy wybiegli na spotkanie mocno odmienionym względem rywalizacji z Atalantą składem. Mocno aktywny od pierwszych minut był w szczególności John Yeboah. Ekwadorczykowi brakowało jednak odrobiny szczęścia i lepszego "dopieszczenia" swoich akcji. Jak na lekarstwo było niestety klarownych akcji bramkowych w pierwszych 45 minutach. Raków dominował, ale nie przekładało się to na bezpośrednie zagrożenie pod bramką Konrada Forenca. Dawid Szwarga starał się wpłynął na zmianę sposobu gry swoich podopiecznych, co widać było od razu po zmianie stron. Piłkarze zaczęli grać wyższym pressingiem, z czym problem mieli zawodnicy Korony. W 64. minucie przed dogodną okazją strzelecką stanął Yeboah, ale zwlekał ze strzałem, uciekł w drybling a po chwili uciekła mu również piłka. Bliski trafienia był również Nowak, ale znakomicie interweniował Forenc. Niedługo przed końcem regulaminowego czasu gry Korona Kielce przeprowadziła akcję rodem z gry komputerowej, którą wyśmienicie sfinalizował Adrian Dalmau. Po wymianie kilku podań z pierwszej piłki i dalekim przerzucie piłka została wystawiona Hiszpanowi, który wbił ją do siatki. Sędzia długo analizował trafienie i ostatecznie go nie uznał. Chwilę wcześniej jeden z graczy Korony zagrywał jego zdaniem ręką, choć decyzja mogła zostać uznana za mocno kontrowersyjną. Nie do Lecha, a do... Legii. "Wojskowi" szykują hit, w tle nawet Juventus Futbol bywa nieprzewidywalny i już chwilę później z trafienia cieszył się Raków. Po wrzutce z rożnego piłka odbiła się pechowo od Malarczyka, czym zaskoczyła Forenca. Bramkarz nie porozumiał się odpowiednio z obrońcą, w efekcie czego przyjezdni znaleźli się w bardzo trudnym położeniu. W doliczonym czasie gry szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy. Gracz Rakowa zagrał piłkę ręką w polu karnym, ale moment wcześniej Dalmau faulował Kochergina, dlatego też sędzia nie odgwizdał rzutu karnego. W doliczonym czasie gry szansę na przełamanie miał Fabian Piasecki. Napastnik stanął przed rzutem karnym, który został podyktowany po zagraniu ręką, ale wybrał fatalnie. Bramkarz Korony wyczuł jego intencje, a do tego fenomenalnie interweniował również przy dobitce. Niemoc strzelecka snajpera Rakowa zatem trwa i to od kwietnia.