Na finiszu sezonu takie konfrontacje piłkarscy kibice lubią najbardziej. Obie drużyny walczyły o niebagatelną stawkę. W przypadku wygranej gospodarze wracali na fotel lidera, goście - uciekali ze strefy spadkowej. Piłkarze Korony Kielce liczyli na udany rewanż za ćwierćfinał Pucharu Polski. W końcówce lutego wyjeżdżali z Białegostoku w minorowych nastrojach. W regulaminowym czasie gry zapracowali na remis, ale polegli w dogrywce. Jagiellonia dążyła z kolei do odczarowania swojego terenu. W dwóch poprzednich domowych potyczkach straciła aż pięć punktów. To efekt porażki z Cracovią (1-3) i remisu z Pogonią Szczecin (2-2). Potknięcie Górnika w walce o puchary. Stal urwała punkty w ostatniej chwili Mimo tych potknięć ekipa z Podlasia przed startem trwającej kolejki sadowiła się na fotelu lidera. Utraciła go w piątkowy wieczór na rzecz Śląska Wrocław. Kolejna wpadka przed własną publicznością mogła więc pociągnąć za sobą nieobliczalne konsekwencje. Afimico Pululu bohaterem spotkania. Losy spotkania rozstrzygnięte przed przerwą By nie kusić losu, "Jaga" rozpoczęła od huraganowych ataków. Stojący w bramce kielczan Xavier Dziekoński już w pierwszych czterech minutach musiał interweniować dwukrotnie, a raz uratował go słupek. Efektem nawałnicy była bramka, jaka padła w siódmej minucie. Po kolejnej szybkiej akcji i centrze ze skrzydła, skutecznie głową z bliskiej odległości uderzył Afimico Pululu. Asysta powędrowała na konto Dominika Marczuka, powołanego niedawno po raz pierwszy do drużyny narodowej. Po kwadransie tempo gry nieco siadło. Dawid Błanik, egzekwując rzut wolny spod linii bocznej boiska, trafił nawet do bramki "Jagi", ale arbiter gola nie uznał. Po analizie VAR odgwizdał pozycję spaloną. W 34. minucie sędzia przyznał rzut karny gospodarzom. Zagranie ręką w polu karnym jednego z defensorów Korony nie budziło cienia wątpliwości. Do piłki podszedł Pululu i pewnym uderzeniem po ziemi podwyższył na 2-0. Kibice stracili cierpliwość. Po tym transparencie w internecie zawrzało. "Specjalna promocja dla Jagi" Po zmianie stron białostoczanie skupili się głównie na destrukcji. Korona przynajmniej dwukrotnie była bliska bramki kontaktowej, ale znakomicie między słupkami spisywał się Zlatan Alomerović. Wymarzoną szansę na trzeciego gola dla "Żubrów" zaprzepaścił natomiast Jesus Imaz, który w 72. minucie nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Dziekońskim. W doliczonym czasie gry indywidualną szarżą końcowy rezultat na 3-0 ustalił wprowadzony z ławki rezerwowych Kristoffer Hansen. Ekipa Adriana Siemieńca wraca na szczyt tabeli i wciąż ma prawo marzyć o pierwszym w historii klubu tytule mistrza Polski. Kielczanie na przeciwległym biegunie emocji - ugrzęźli w strefie spadkowej i czeka ich bardzo gorący finisz rozgrywek.