Warta i Ruch to kluby z wielką tradycją, a jednocześnie "bezdomne", bo poznaniacy muszą grać w Grodzisku Wlkp., a chorzowianie - w Gliwicach. A jednocześnie takie, które dziś nie mają ambicji, by nawiązać do swoich najlepszych lat, głównym celem jest utrzymanie się w elicie. Gdy "Zieloni" wywalczyli awans trzy lata temu, zrobili to niemal wyłącznie polskim składem, bez wsparcia obcokrajowców. Dość szybko szefowie tego klubu doszli do wniosku, ze takie wsparcie jest jednak niezbędne, a Warta, chyba najbiedniejszy klub Ekstraklasy, potrafi niezłych zagranicznych piłkarzy wyszukiwać. Ruch wciąż opiera swój skład na rodzimych zawodnikach, dziś w Grodzisku Wlkp. zaprezentowali się tylko Polacy. I zdołali wywalczyć remis. Krew na boisku już po trzech minutach. Kluczowa zmiana w Warcie, po chwili padł gol Samo spotkanie było bardzo chaotyczne, z mnóstwem przerw i przypadkowych zdarzeń. Już w 3. minucie Dawid Szymonowicz zdążył zagrać piłkę głową, gdy centralnie w nos trafił go swoją głową Przemysław Szur. Szef obrony Warty zalał się krwią - po dłuższej przerwie został zniesiony z boiska i odwieziony do szpitala. Defensor Ruchu mógł grać dalej, choć z opaską na głowie. Ta kontuzja już spowodowała sporą rotację, a przesunięcie ze środka pomocy do tyłu Mateusza Kupczaka i zastąpienie go tam Maciejem Żurawskim było kluczowe już chwilę później. Ten ostatni w 16. minucie wykorzystał bowiem świetnie podanie Stefana Savicia, przyjął piłkę obok Macieja Sadloka i uderzył tuż przy słupku. Poznaniacy prowadzili 1:0. Szybka odpowiedź Ruchu, asystent został... ten sam. Kapitalny strzał z woleja Pięć minut później Ruch jednak wyrównał, asystę znów zaliczył... Savić. Austriak wybijał bowiem piłkę głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Sadloka i zbiciu Adriana Lisa, ale prosto na nogę Tomasza Swędrowskiego. Ten huknął z woleja z 17 metrów, piłka skozłowała przed bramką, Lis jej nie sięgnął. Była 21. minuta, po okresie dominacji poznaniaków i bezradności chorzowian, sytuacja się zmieniła. Teraz to Warta była zagubiona, Ruch atakował, Swędrowski mógł skorzystać ze świetnego dośrodkowania Daniela Szczepana i dać gościom prowadzenie. A później spotkanie się zepsuło na wiele, wiele minut. Więcej było przerw w grze, dziwnych sytuacji niż ładnych akcji. A taką dziwną sytuację mieliśmy choćby w 30. minucie, gdy Szczepan pchnął z boku Lisa, choć nie miał szans na przejęcie piłki uciekającej za boisko. Bramkarz Warty już po pierwszym kroku źle ustawił kolano, a później, ratując się przed wpadnięciem w bandę, rzucił się nad nią na drugą stronę. Kontuzja kolana pozwoliła mu wrócić na boisko, ale tylko na kilka minut - zastąpił go Jędrzej Grobelny. Te wszystkie przerwy sprawiły, że sędzia Patryk Gryckiewicz doliczył aż 10 minut, ale ta część gry potrwała aż 13. Piłkarze obu zespołów męczyli już kibiców swoją grą, wciąż chaotyczną, pozbawioną pomysłu. I w 53. minucie pierwszej połowy Warta dostała kuriozalnego karnego, gdy po odbiciu się piłki od Dario Vizingera futbolówka odbiła się od tylnej części odwracającego się już od rywala opuszczonego łokcia Remigiusza Szywacza. Arbiter z Torunia, po interwencji VAR, podyktował "jedenastkę" - może i zgodną z przepisami, ale nie z duchem gry. A z karnego trafił młody Kajetan Szmyt. Były reprezentant Polski zagra w... "okręgówce". I tak bywa w życiu Warta ukarana za swoją grę, myślała głównie o obronie. I straciła wygraną Bramka "do szatni" dała duży komfort poznaniakom, choć takiego komfortu nie miał już jej trener Dawid Szulczek. Zostały mu teoretycznie trzy zmiany, ale żadnej nie dokonał w przerwie, więc mógł rotować piłkarzami tylko raz w drugiej części gry. A gra Warty wymagała większej jakości, podobnie jak i gra Ruchu. Spotkanie było już fatalne, co chwilę przerywane faulami bądź przypadkowymi zagraniami. Warcie udało się oddalić zagrożenie od swojego pola karnego, miała inicjatywę, ale też brakowało jej jakości w samym polu karnym gości. Z czasem Ruch stał się bardziej aktywny, Warta skupiła się na organizacji swojej defensywy i robiła to bardzo dobrze. Aż do czasu - w 86. minucie świetną akcję pokazali rezerwowi: Mateusz Bartolewski dośrodkował z lewego skrzydła, a Michał Feliks uderzył głową. Był to strzał dziwny, zarazem idealny - piłka zrobiła wysokiego kozła, Grobelny nie miał szans. Ten gol sprawił, ze mecz się nieco ożywił. W 90. minucie piłkę meczową dla gości miał Szczepan - spudłował z pięciu metrów. Warta też taką szansę dostała, z podobnej odległości uderzył Miguel Luis, ale minimalnie niecelnie. Podział punktów był w tym słabym spotkaniu sprawiedliwy.