A tego nikt się chyba nie spodziewał jeszcze na początku sierpnia, skoro Śląsk kontynuował kiepską passę z poprzedniego sezonu i po trzech kolejkach miał zaledwie jeden punkt. Trener Jacek Magiera znalazł pomysł na ten zespół, oparty na znakomitej postawie Erika Exposito. Stąd sześć kolejnych wygranych spotkań w lidze, a dziś już siódme - nad niewygodną dla wrocławian Wartą Poznań. Jej trener Dawid Szulczek trzy razy prowadził drużynę przeciwko Śląskowi - trzy razy wygrywał. Przegrana w Pucharze Polski nie podłamała wrocławian. Mądra gra Śląska w pierwszej połowie A wydawało się, że wtorkowa porażka w Pucharze Polski Śląska w Białymstoku może w grę tego zespołu wprowadzić trochę niepewności. Zwłaszcza, że wynik 0:2 był sprawiedliwy, Jagiellonia była po prostu lepszym. Dziś jednak eksperymentów w składzie nie było, wrócił Exposito, byli i inni podstawowi gracze. Efekty przyszły szybko. Śląsk nie rzucił się na Wartę, ale wykorzystywał szybkość swoich graczy, budował akcje bokami. Gola zdobył w 18. minucie, po pięknej akcji rozpoczętej w środkowej strefie przez Exposito. Hiszpan stworzył jednym podaniem Śląskowi przewagę, Matías Nahuel przyspieszył akcję, Patrick Olsen przedłużył na prawo, a Burak İnce efektownym uderzeniem w dalszy górny róg pokonał Jędrzeja Grobelnego. Akcja - palce lizać. Warta zmuszona do tego, czego nie lubi. I niewiele mogła zrobić Po golu Śląsk cofnął się na swoją połowę, oddał piłkę Warcie, która ataku pozycyjnego po prostu nie lubi. Głównie dlatego, że sobie w nim nie radzi. Poznaniacy długimi fragmentami byli bezradni, zagrożenia stwarzali niemal wyłącznie po stałych fragmentach, a piłkę w pole karne kierowali nawet z autów - za sprawą Dario Vizingera z jednej strony oraz Jakuba Bartkowskiego - z drugiej. Przed golem dla Śląska okazję miał tylko Stefan Savić (nie trafił głową z pięciu metrów), później nieźle główkował Dimitrios Stavropoulos (piłkę wybił spod poprzeczki Rafał Leszczyński). Tuż przed przerwą zakotłowało się jeszcze w polu karnym Śląska, goście całym zespołem cofnęli się w szesnastkę, a i tak przed szansą stanął Vizinger. Chorwat jednak nie był w stanie oddać strzału, więc Leszczyński piłkę złapał. Można było jednak odnieść wrażenie, że Śląsk miał grę pod pełną kontrolą, choć sam już się tak chętnie nie zapędzał pod bramkę gospodarzy. Kapitalne okazje dla Warty Poznań. Rzut karny, później poprzeczka Nie inaczej było początkowo po przerwie - Warta miała chęci, próbowała coś zdziałać, a Śląsk oddał jej piłkę. Gospodarze nie mieli piłkarza kreatywnego, który stworzyłby przewagę. Piłkę dostawał Mateusz Kupczak i bezradnie kierował ją w bok lub do tyłu. Tak było przez pierwszy kwadrans. A później Warta znalazła sposób - były to dośrodkowania, po których poznaniacy uderzali głową. Doskonałą okazję miał Vizinger po centrze Kajetana Szmyta, później Kupczak, gdy dorzucił Savić. Nie minęła minuta, a piłka spadła na bramkę z góry po kolejnym uderzeniu głową, tym razem Wiktora Pleśnierowicza. Tak kunktatorska gra wrocławian mogła się zemścić - i tak się prawie stało. W 84. minucie piłkę ręką zatrzymał Łukasz Bejger, gospodarze dostali rzut karny. Szmyt w tym sezonie wykonywał "jedenastki" czterokrotnie - zawsze skutecznie. Tym razem uderzył w słupek, zmarnował szansę. Bynajmniej nie była to ostatnia szansa poznaniaków, którzy zamknęli rywala w polu karnym. Co chwilę się w nim kotłowało, Leszczyński zbił futbolówkę na poprzeczkę po uderzeniu - a jakże! - głową Bogdana Țîru. Mimo że Warta przez ponad dziewięć doliczonych minut prawie nie opuszczała pola karnego wrocławian, a kilka razy meldował się w nim nawet bramkarz Grobelny, to wynik już się nie zmienił.