Mecz Widzewa z Pogonią to był hit pierwszej kolejki rozgrywanej wiosną. W końcu grał trzeci z czwartym zespołem jesieni, a o miejscu zdecydował tylko bilans bramek. Ten lepszy mieli gospodarze, choć akurat na początku sezonu przegrali z w Szczecinie 1-2. Szybko jednak się pozbierali i okazali się odkryciem jesieni. Po pierwszej rundzie byli na podium Ekstraklasy i jak zapowiedział skrzydłowy Widzewa Bartłomiej Pawłowski, nie zamierzali być niżej na koniec sezonu. Pełny stadion w Łodzi Mecz w Łodzi tradycyjnie rozegrano przy pełnych trybunach. Także sektor gości wypełnił się po brzegi. Kibice spragnieni Ekstraklasy, której nie widzieli od ponad 2,5 miesiąca, liczyli na widowisko. Obie drużyny niespecjalnie wzmocniły się zimą. Do Widzewa dołączył jedynie Łotysz Andrejs Ciganiks. Pogoń też ściągnęła obcokrajowców - Szweda Linusa Wahlqvista i Greka z brazylijskimi korzeniami Leonardo Koutrisa. I z nowych piłkarzy w podstawowej jedenastce pojawił się tylko ten ostatni. Łotysz trafił na ławkę, a Szwed leczy kontuzję. Widzew zachował styl z rundy jesiennej. Nadal nie bał się rozgrywać piłki pod własnym polem karnym nawet mimo presji rywali. Raz to mogło się zemścić, ale łodzianie wybrnęli z trudnej sytuacji. Pierwsi dogodną sytuację mieli rywale - po zagraniu Kamila Grosickiego, Marcel Wędrychowski uderzył jednak za lekko i Hernich Ravas złapał piłkę. W odpowiedzi po świetnym podaniu Pawłowskiego Ernest Terpiłowski trafił tylko w poprzeczkę. Indywidualnych akcji próbował Pawłowski, ale rywale rozczytywali jego zamiary. Za to akcja zespołowa Pogoni przyniosła bramkę. Szybka wymiana piłki między Rafałem Kurzawą, Wędrychowskim a Grosickim zakończyła się strzałem tego ostatniego i Ravas nie zapobiegł stracie gola. Widzew szybko mógł wyrównać, ale znów szczęście dopisało Pogoni - Pawłowski z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę. Groźniejsi byli jednak rywale - po akcji Erika Almqvista dopiero w ostatniej chwili strzał zablokował Serafin Szota. Szczecinianie sprawnie neutralizowali atuty Widzewa. Sanchez przegrywał pojedynki siłowe z obrońcami Pogoni, a obaj skrzydłowi nie potrafili zrobić różnicy. W 35. minucie sędzia musiał przerwać spotkanie po tym jak kibice Pogoni odpalili środki pirotechnicznych i dym zasnuł boisko. Po przerwie Widzew ruszył do odrabiania strat. W 49. minucie Fabio Nunes wpadł w pole karne i upadł. Sędzia od razu pokazał, że rzutu karnego nie będzie. Poszedł jednak sprawdzić na monitorze i skończyło się na... rzucie wolnym dla Pogoni - Portugalczyk był najpierw na spalonym. Dwie poprzeczki i słupek Widzewa Widzewiacy po przerwie było groźniejsi, ale znów mało dokładni. Gdyby Sanchez precyzyjnie podał do Pawłowskiego mogłoby być 1-1. W 60. minucie kolejny raz Pogoni pomogło obramowanie bramki - Terpiłowski tym razem trafił w słupek. W końcu szczęście uśmiechnęło się do łodzian. Z lewej strony bardzo dokładnie dośrodkował Terpiłowski, a Pawłowski strzałem głową nie dał szans Stipicy. Po chwili powinno być 2-1, ale Serafin Szota z około czterech metrów fatalnie przestrzelił. Zamiast prowadzenia pech wrócił do Widzewa. Mateusz Żyro potknął się i przewrócił, a skrzętnie wykorzystał to Sebastian Kowalczyk i znowu to Pogoń była lepsza o bramkę. Widzew jednak się nie poddał. Sanchez zagrał z pierwszej piłki do Pawłowskiego, ten wyłożył ją Terpiłowskiemu i było 2-2. To nie był koniec bramek. Trzeci raz prowadzenie objęła Pogoń. Trener szczecinian miał nos do zmian. Najpierw gol Kowalczyka, a w 85. minucie trafił kolejny rezerwowy - Luka Zahović. I to łodzianom udało się odrobić. W doliczonym czasie po strzale Sancheza piłka trafiła w rękę Benedikta Zecha. Sędzia Daniel Stefański podyktował rzut karny. Z jedenastu metrów pewnie strzelił Martin Kreuzriegler i było 3-3.