Stawkę tego spotkania określiły klarownie wydarzenia z Białegostoku. Liderująca Jagiellonia uległa u siebie Cracovii 1-3. To oznaczało, że w przypadku wygranej w Zabrzu na pierwsze miejsce w tabeli wysuwa się Śląsk Wrocław. Przed ekipą Jacka Magiery stało jednak wyjątkowo niełatwe zadanie. Pełną pulę trzeba było zgarnąć na trudnym terenie, w dodatku przy 20-tysięcznej publice zagrzewającej do walki zespół rywala. W jesiennym starciu obu zespołów padł wynik 1-1. Górnik przegrywał do ostatnich chwil meczu, wyrównującego gola zdobywając rzutem na taśmę. Żądza rewanżu tym razem miała więc dla gości podwójny wymiar. Sędziowskie kontrowersje w Białymstoku. Czerwona kartka i karny, którego być nie powinno Kamil Lukoszek w roli głównej. Premierowe trafiania na wagę triumfu W pierwszych fragmentach meczu wizualną przewagę osiągnęli wrocławianie. Tyle że nie przełożyło się to na korektę rezultatu. Później stopniowo do głosu zaczęła dochodzić drużyna Jana Urbana. I przyniosło to efekt jeszcze przed przerwą. A konkretnie - w 40. minucie. Przytomnym zagraniem piętą popisał się wówczas Damian Rasak, piłka trafiła do Kamila Lukoszka, a ten - mimo asysty trzech rywali - oddał skuteczny strzał z narożnika pola bramkowego. Szaleństwo w Ekstraklasie, rekord wisi w powietrzu. Jest komunikat Kiedy krótko po zmianie stron Patryk Klimala trafił w słupek bramki Górnika, wydawało się, że gospodarze będą heroicznie bronić skromnego prowadzenia. Tymczasem przebieg drugiej połowy był bardzo podobny do scenariusza pierwszej odsłony - goście robili wiatr, a gol znowu padł dla zabrzan. Do siatki ponownie futbolówkę skierował Lukoszek, dla którego są to dwa pierwsze bramkowe łupy w barwach Górnika, jeśli chodzi o rozgrywki ligowe. Tym razem bramkarza rywali pokonał w 85. minucie. Wykończył szybką akcję strzałem bez przyjęcia i ustalił końcowy wynik potyczki na 2-0. Śląsk zmarnował w ten sposób szansę na fotel lidera, podczas gdy zabrzanie wciąż pozostają w pasjonującej batalii o awans do europejskich pucharów.