Widzew to jedna z czterech drużyn, obok Radomiaka, Legii i Rakowa, która w tym roku jeszcze nie przegrała. W poprzedniej kolejce potrafiła dwa razy odrobić straty przy Łazienkowskiej i niewiele brakowało, by nawet wywiozła trzy punkty. Sobotni rywal łódzkiej ekipy, czyli Warta , też nie spisuje się źle. Mimo jednej porażki zdobyła wiosną tylko punkt mniej niż łodzianie, a rozegrała cztery mecze. Dlatego nikt w Widzewie nie zamierzał lekceważyć przeciwnika. Gospodarze słyszą ostatnio sporo komplementów i choć są niepokonani, to jednak czują sporo niedosytu. Cztery spotkania bowiem zremisowali i mocna szwankuje skuteczność. Na dodatek dziś zabrakło pauzującego za żółte kartki Jordiego Sancheza. Hiszpański napastnik w tym roku jeszcze gola nie strzelił i być może to był powód emocjonalnego wpisu na instagramie, w którym przyznał, że nie radzi sobie z presją i intensywnością treningów. Dziś zastąpił go młodzieżowiec Łukasz Zjawiński. W składzie był też Kristoffer Hansen, który w dwóch ostatnich meczach wchodził na boisko jako rezerwowy i w każdym strzelił po golu. Widzew mógł szybko objąć prowadzenie. W 6. minucie z rzutu wolnego świetnie uderzył Pawłowski, ale Wartę uratowała poprzeczka. Chwilę później Mateusz Żyro przebiegł pół boiska, nikt mu nie przeszkadzał, więc zdecydował się na strzał, minimalnie niecelny. Pawłowski w poprzeczkę, Zrelak do bramki Warta wysłała ostrzeżenie w 13. minucie i od razu skuteczne. Po dokładnym przerzucie Konrada Matuszewskiego z lewej na prawą stronę Adam Zrelak z pierwszej piłki pokonał Henricha Ravasa, ale asystent sędziego od razu podniósł chorągiewkę. Okazało się, że się pomylił i po analizie VAR goście objęli prowadzenie. Łodzianie od razu próbowali wyrównać. W dobrej sytuacji Hansen miał mało czasu i kopnął nad bramką. Z kolejnych goli nie rezygnowali, choć mocno piłkarzom dała się we znaki pogoda. Oprócz silnego wiatru mocno padało. W 44. minucie doszło do dużej kontrowersji. Po dośrodkowaniu piłka odbiła się od ziemi i trafiła w rękę Dimitrosa Stavropoulosa. Widzewiacy domagali się rzutu karnego, ale sędzia Łukasz Kuźma, że to zagranie nie kwalifikuje się do jedenastki. Trener Widzewa uznał w przerwie, że zmiany nie są potrzebne, ale jego piłkarzom nadal z trudem szło tworzenie sytuacji. A kiedy się udało, to Ernest Terpiłowski z kilku metrów kopnął bardzo wysoko nad bramką. Gospodarze w końcu osiągnęli przewagę, ale cały czas nie potrafili poważnie zagrozić bramce Warty. W końcu szkoleniowiec zrobił zmianę. Nie zdjął jednak bezproduktywnego w ataku Zjawińskiego, ale Terpiłowskiego. Wszedł Juliusz Letniowski i popełnił błąd, który kosztował Widzew drugiego gola. Stracił piłkę pod polem karnym, Nillo Maenpaa podał do rezerwowego Macieja Żurawskiego, który kropnął z 16 metrów i było 2-0. Warta miała też okazje, by strzelić trzecią bramkę. W 82. minucie Pawłowski zrobił świetną akcję lewą drogą, podał w pole karne, ale Zjawiński z bliska głową fatalnie przestrzelił. Tuż przed końcem Juljan Shehu trafił w poprzeczkę. Tego dnia nic nie wychodziło łodzianom.