ŁKS rozpoczynał rundę rewanżową na ostatnim miejscu i był w najtrudniejszej sytuacji od kilku lat. Po 17. kolejkach ma tylko osiem punktów (jeden mecz zaległy). W poprzednich rozgrywkach po pierwszej rundzie Korona Kielce i Miedź Legnica miały 13 punktów. Sezon wcześniej Górnik Łęczna, Bruk-Bet Nieciecza i Warta Poznań po 12, a jeszcze kolejny rok do tyłu Podbeskidzie Bielsko-Biała tyle samo (wtedy w lidze było 16 zespołów). Kiedy ŁKS spadł z ekstraklasy, przed rewanżami miał jedenaście punktów. Z tych drużyn tylko Koronie i Warcie udało się uniknąć degradacji, ale punktów miały zdecydowanie więcej. Tylko seria wygranych dałaby jakąkolwiek nadzieje przed występami w nowym roku. A rundę rewanżową łodzianie rozpoczynali od jednego z kandydatów do mistrzostwa Legią. I na pewno faworytem nie byli. Debiutant z ŁKS strzela gola Legii Początek meczu był wyrównany, a najgroźniejszym wydarzeniem było zderzenie Bartosza Szeligi i Patryka Kuna, którzy mocno ucierpieli. Obaj grali dalej, ale z obandażowanymi głowami. Pierwsza piłkarska okazja to odważne wejście w pole karne Kaya Tejana, ale strzał z ostrego kąta został zablokowany. Legia odpowiedziała niecelnym uderzeniem głową Pawła Wszołka. Po chwili świetnie zagrał do przodu Josue, ale znakomicie zareagował Aleksander Bobek i obronił nogą strzał Blaża Kramera. Przewaga gości rosła. Kolejne dobre podanie Josue, przed szansą w polu karnym był Ernest Muci, ale Marcin Flis zdołał go zablokować. W 25. minucie sędzia Tomasz Musiał przerwał mecz po tym, jak kibice ŁKS odpalili środki pirotechniczne. Po około trzech minutach gra została wznowiona. Tyle że obie drużyny miały problemy, by stworzyć zagrożenie. Legia atakowała pozycyjnie, ŁKS czekał na okazję do kontrataku, ale sytuacji niemal nie było. Aż do ostatniej minuty pierwszej połowy. Wtedy prawą stroną zaatakował Szeliga, źle strzelił Dani Ramirez, ale piłka odbiła się od debiutującego w ekstraklasie Jędrzeja Zająca i ŁKS objął prowadzenie. 19-letni pomocnik do tej pory występował w drugoligowych rezerwach. Spisywał się tam na tyle dobrze (4 gole i 4 asysty), że trener Piotr Stokowiec dał mu szansę w ekstraklasie od pierwszej minuty. Wychowanek Gryfa Goręczyno urodził się w 2004 roku, ale to był już jego 78. występ w seniorach i ósma bramka. Gol, trzy poprzeczki i słupek Po zmianie stron Legia błyskawicznie rzuciła się do ataku i zepchnęła rywali w pole karne. W 50. minucie bombę z około 30 metrów posłał Bartosz Slisz, Bobek z trudem odbił piłkę. Minutę później bramkarz ŁKS był bezradny. Wszołek poradził sobie z Adrienem Louveau, kopnął z ostrego kąta między nogami Bobka i było 1:1. Goście chcieli iść za ciosem, zamknęli ŁKS w okolicach pola karnego. Na strzał z dystansu z pierwszej piłki zdecydował się Yuri Ribeiro i łodzianom pomogła poprzeczka. Za chwilę dośrodkowanie Wszołka, strzał głową Muciego, Bobek odbił i po raz drugi poprzeczka. To nie był koniec szczęścia gospodarzy. W 65. minucie kolejny strzał z dystansu, tym razem Josue i piłka trafiła tym razem w słupek. Łodzianom udało się coś w ofensywie dopiero 20 minut przed końcem, ale w dobrej okazji Marcin Flis nie trafił w bramkę. Bliżej gola była jednak Legia. Z rzutu wolnego strzelił Josue, interweniował Bobek i po raz trzeci piłka odbiła się od poprzeczki. Za moment Levant Gulen omal nie trafił do własnej bramki. Kolejna okazja i Gil Dias fatalnie spudłował. ŁKS przetrwał i zdobył dopiero drugi punkt, od kiedy zespół prowadzitrener Stokowiec.