Gdyby przedmeczową prognozę oprzeć wyłącznie na wynikach osiąganych przez obie drużyny w tym roku, jako zdecydowany faworyt jawiłaby się ekipa gości. Piłkarze GKS Katowice aż do dzisiaj nie ponieśli po zimowym antrakcie porażki. Dla odmiany Motor Lublin nie miał na koncie wygranej, a bramkarza rywali pokonał tylko raz. Te proste statystyki okazały się jednak mocno złudne. Podobnie jak bezbramkowy rezultat konfrontacji obu zespołów z jesieni. Tym razem byliśmy świadkami kanonady. Niespodziewany problem Goncalo Feio. Nagle pojawiła się sprawa ojcostwa Wymiana ciosów w starciu beniaminków. "Gieksa" znalazła wreszcie pogromcę Strzelanie mogło się zacząć już w drugiej minucie. W światło bramki gospodarzy raz za razem trafiali wówczas Bartosz Nowak i OskarRepka. Skutecznie interweniował jednak między słupkami Kacper Rosa. Katowiczanie okazali się bardziej efektywni. W ósmej minucie objęli prowadzenie po szybkim i składnym ataku. W jego finalnej fazie strzałem bez przyjęcia z pięciu metrów piłkę w siatce umieścił Sebastian Bergier. Odpowiedź Motoru? Dubeltowa. Najpierw Piotr Ceglarz wyrównał uderzeniem pod poprzeczkę, a kilka chwil potem drugi cios zadał Bradly van Hoeven, dobijając futbolówkę po niefortunnej interwencji Dawida Kudły. Autor drugiego gola dla lublinian jeszcze przed przerwą został ukarany żółtą kartką za próbę wymuszenia rzutu karnego. Był to przejaw bezsilności wobec skonsolidowanej defensywy gości. Do przerwy utrzymał się rezultat 2:1. Po zmianie stron nie minął kwadrans, a oglądaliśmy kolejne dwie bramki. Technicznym uderzeniem z linii pola karnego do remisu doprowadził Borja Galan. Radość ekipy z Katowic nie trwała jednak długo. Raptem po kilku minutach na listę strzelców wpisał się Samuel Mraz. Mimo że do końcowego gwizdka pozostawało jeszcze ponad pół godziny, żaden z golkiperów już nie skapitulował. Motor odniósł pierwsze zwycięstwo w tym roku i w tabeli wyprzedził dzisiejszego rywala. Katowiczanie po raz pierwszy w rundzie rewanżowej kończą spotkanie bez punktu.