Druga w tym roku kolejka Ekstraklasy wypadła akurat w trakcie ataku zimy na Polskę. Nieszczęście zaczęło się w piątek, kiedy nie udało się rozegrać meczu pomiędzy Wisłą Płock a Wartą Poznań. Śnieżyca pokonała organizatorów, a zawody zostały przełożone na inny (nieznany jeszcze) termin. Wieczorne starcie Widzewa Łódź z Jagiellonią Białystok udało się na szczęście doprowadzić do skutku, ale nie obyło się bez 30-minutowego opóźnienia. W sobotę wszystko wskazywało na to, że najgorsze już za nami. Spotkanie Rakowa Częstochowa z Piastem Gliwice rozpoczęło się bowiem przy pięknym słońcu. Niestety, w ciągu kolejnych kilkudziesięciu minut pogoda zmieniła się nie do poznania, a końcówka toczyła się już przy obfitych opadach śniegu. Górnik Zabrze - Lechia Gdańsk: Śnieżyca przerwała mecz Następne w kolejce było Zabrze. Na Śląsku miejscowy Górnik podejmował Lechię Gdańsk. Przez niemal cały dzień pogoda na południu naszego kraju była bardzo dobra. Jak na złość zepsuła się akurat wtedy, kiedy zawodnicy obu drużyn rozpoczęli zawody. Najpierw śnieg tylko prószył, więc gra toczyła się względnie normalnie. Łukasz Zwoliński zdążył nawet umieścić piłkę w siatce, ale sędzia szybko wskazał, że napastnik był na pozycji spalonej. Szansy na poprawkę snajper zbyt szybko nie dostał. Po mniej więcej 25 minutach meczu zapadła bowiem decyzja o jego przerwaniu. Nad stadionem rozszalała się śnieżyca, a widoczność spadła niemal do zera. Arbiter Damian Sylwestrzak zaprosił więc piłkarzy obu drużyn do szatni. Kiedy chmura śniegowa odfrunęła, rozpoczęło się wielkie oczyszczanie murawy z białego puchu. Najpierw na płycie pojawili się pracownicy z łopatami, a później także traktor ze specjalnym sprzętem. W międzyczasie pomalowano także linie boiska na pomarańczowo, aby były lepiej widoczne. Po blisko 40 minutach przerwy gra została wreszcie wznowiona. Ekstraklasa: Górnik Zabrze zremisował z Lechią Gdańsk Piłkarze szybko wrócili na właściwe obroty i stworzyli całkiem ciekawe widowisko. Górnik był stroną dominującą, ale nie potrafił przekuć przewagi na bramkę. Lechia upatrywała z kolei swoich szans w kontratakach. W doliczonym czasie gry na strzał z narożnika pola karnego zdecydował się Erik Janża. Piłka odbiła się jednak od Ilkaya Durmusa i opuściła boisko. Po wyjątkowo długiej analizie VAR sędzia Sylwestrzak dopatrzył się zagrania ręką i podyktował rzut karny dla gospodarzy. W 9. minucie doliczonego czasu Szymon Włodarczyk wykorzystał jedenastkę i otworzył wynik. Niedługo później arbiter zakończył pierwszą - rekordową długą - połowę. Łącznie trwała ona półtorej godziny! W drugiej odsłonie tempo spotkania spadło. Górnik miał swój wynik i chciał go przede wszystkim bronić. Zwłaszcza że na zwycięstwo w lidze czeka od 5 listopada zeszłego roku. Gdańszczanie długo nie mieli z kolei pomysłu na to, jak rozerwać defensywę gospodarzy. Udało się dopiero w 71. minucie, kiedy Zwoliński dobił uderzenieKevina Friesenbichlera. Więcej bramek już nie padło. Remis nie zadowala żadnej ze stron. Oba kluby mają teraz po 21 punktów i pozostają w bliskim sąsiedztwie ze strefą spadkową. Jakub Żelepień, Interia