Starcie obu zespołów w rundzie jesiennej okazało się niezwykle zaciekłe. Na swoim obiekcie Raków wygrał z Koroną 1-0 po samobójczej bramce rywala, która padła dopiero w 87. minucie. W samej końcówce częstochowianie nie wykorzystali rzutu karnego. Rewanż miał jednak zgoła odmienny przebieg. Mistrzowie Polski - jak w klasycznych thrillerach - rozpoczęli od trzęsienia ziemi. Trzecia minuta - gol, szósta minuta - gol. Wymarzony początek spotkania dla gości i szokujące otwarcie dla gospodarzy. Gorąco w Legii po porażce z Widzewem. Pilne spotkanie. Wiadomo, co z Runjaicem Atomowe otwarcie obrońców tytułu. Korona zamroczona już w na starcie Wynik spotkania otworzył Ante Crnac. 20-letni Chorwat otrzymał podanie dobrych 10 metrów przed polem karnym, przemieścił się przez nikogo nieatakowany w kierunki bramki i przymierzył lewą nogą idealnie. Piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła za plecy Xaviera Dziekońskiego. Kielczanie próbowali szybko przegrupować szyki, ale zanim zdążyli to uczynić, było już 0-2. Tym razem futbolówka trafiła na jedenasty metr do niepilnowanego Władysława Koczerhina, ten przymierzył płasko po ziemi i golkiper Korony skapitulował po raz drugi. Po niespełna kwadransie Raków mógł prowadzić różnicą trzech bramek, ale Crnac w kolejnej dogodnej sytuacji trafił tylko w boczną siatkę. Dopiero wtedy gospodarze ocknęli się z letargu i... na przerwę mogli schodzić nawet z remisem. Najpierw bliski skorzystania z błędu Vladana Kovacevicia był Nono, a w doliczonym czasie pierwszej połowy bardzo groźnie uderzał Miłosz Trojak. Golkiper z Bałkanów stanął jednak na wysokości zadania. Strzelecka zapaść kandydata do mistrzostwa Polski. Cieszą się rywale Po zmianie stron zdecydowana przewagę osiągnął Raków. Na bramkę Korony szybowały kolejne strzały, tyle że bez należytej precyzji. A kiedy dobrze przymierzył John Yeboah, świetną interwencją popisał się Dziekoński. Od 69. minuty goście grali w osłabieniu. Po drugiej żółtej kartce murawę musiał opuścić Zoran Arsenić. Dysproporcja sił nie zmieniła jednak losów tego spotkania, mimo że kielczanie mieli swoje szanse. Tegoroczną fazę zmagań wybrańcy Kamila Kuzery rozpoczęli od domowego triumfu nad Łódzkim Klubem Sportowym, ale potem zaliczyli sześć meczów bez zwycięstwa. Na tę serię składają się cztery porażki i dwa remisy. Efekt? Miejsce w tabeli tuż nad strefą spadkową.