W 1993 r. szansonista zespołu Piersi (co u niego?) śpiewał, że "my już są Amerykany, mamy glany, my są pany", ale dziś widać, że kapitalizm dopiero się wykluwał na gruzach komuny. Gdzieś na boku transformacji był sport, który był hybrydą starego i nowego. Taką hybrydą była wtedy również Legia Warszawa, która jak słusznie zauważył Paweł Zarzeczny - tak jak Brazylia czekała na powrót na tron od 1970 r. Największy dziś klub piłkarski w kraju wówczas przeobrażajął się z wojskowego w prywatny. Stare to reklama FSO na koszulkach, a nowe to forma spółki piłkarskiej - już nie CWKS, a ASPN (Autonomiczna Sekcja Piłki Nożnej), której prezesem był Janusz Romanowski. Start do sezonu 1992/93 Legia miała nienajlepszy, jeszcze pod wodzą Krzysztofa Etmanowicza (wytrzymał 4 mecze, zastąpił go trener medalistów olimpijskich z Barcelony - Janusz Wójcik) zdołała przegrać 1-3 w Białymstoku z Jagiellonią, o której mówiono, że gra najuczciwiej w Ekstraklasie. Tak uczciwie, że zakończyła rozgrywki na ostatnim miejscu z dziewięcioma punktami na koncie - dwie wygrane i pięć remisów, stosunek bramek 28-91. Walka o tytuł mistrzowski toczyła się między Legią, ŁKS, Lechem Poznań i Widzewem Łódź, choć Leszek Jezierski, trener tego ostatniego bez ogródek mówił o braku szans RTS na koronę i dodawał, że o tytule zdecyduje "Jasiu Pieniążek". Próżno takiego zawodnika szukać było w składach, a każdy i tak wiedział, że "Napoleon" ma rację. Trener ŁKS, Ryszard Polak rozbrajająco twierdził, że musi w domu odszukać regulamin, by sprawdzić, czy jest w nim w ogóle punkt stanowiący o premii za mistrzostwo. Kilka tygodni przed końcem rozgrywek, kawę na ławę wyłożył Lech Poznań - za mistrzostwo jego piłkarze mieli odebrać 3,4 miliarda złotych. Legioniści mieli do podziału 2,7 miliarda, co wyszło na jaw dopiero, gdy tytułu ich pozbawiono. Trener Janusz Wójcik zarabiał 5 tysięcy dolarów plus premie - co ujawnił Janusz Romanowski. Krakowskie "Tempo" już na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek krzyczało z okładki: "Kabaret pod egidą PZPN". W ostatniej chwili z soboty na niedzielę przesunięto mecz 32. kolejki, w którym Zawisza Bydgoszcz podejmowała Legią Warszawa (0-1). Oficjalnie zapewniano o bardzo ważnych powodach, cytowano łacińską maksymę "is fecit, cui prodest" co oznacza "kto uczynił tego korzyść". Można zakładać, że wykształcenie przeciętnego kibica było wyższe niż dzisiaj. A może zwyczajnie bardziej znano łacinę? Wkrótce przydała się jej kuchenna odmiana. Ludzie głosowali nogami: na walczącego o mistrzostwo Lecha Poznań przyszły cztery tysiące widzów, na przedostatni domowy mecz Wisły Kraków 200 kibiców (rywalem Zagłębie Lubin), w Zabrzu (mecz Górnika z Siarką) - 542 fanów. Wspomniane Zagłębie zabawiło się na wiosnę w Robin Hooda i przegrało osiem kolejnych meczów, w tym w przedostatniej kolejce 2-3 z ŁKS mimo prowadzenia 2-0 - w gazecie relację z tego meczu zatytułowano: "Za rękę nikogo nie złapano". Wreszcie nadeszła ostatnia niedziela, którą rozegrano 20 czerwca. Legia miała trzy gole zapasu, o wyższym miejscu decydował lepszy stosunek bramek. Stołeczni gracze mieli teoretycznie trudniejsze zadanie - grali z Wisłą w Krakowie, a ŁKS z już zdegradowaną Olimpią. Piotr Voigt, wiceprezes Wisły ds. piłki nożnej i dobroczyńca "Białej Gwiazdy" zapewniał, że "Wisła Legii nie pomoże", zapewnił drużynie premię w kwocie 300 milionów złotych a "Tempo" pokazane w kasie uprawniało do nabycia biletu ulgowego w cenie 35 tysięcy złotych. Ostatnia kolejka przerodziła się w farsę i niedzielę cudów. Trwał korespondencyjny pojedynek Legii z ŁKS, na bramkę w Krakowie, odpowiadano golem w Łodzi i vice versa. Legia wygrała 6-0, a ŁKS 7-1. 34. kolejka ekstraklasy, niedziela, 20 czerwca 1993 r. Wisła Kraków - Legia Warszawa 0-6 (0-2) 0-1 - Kowalczyk, 8 min, 0-2 - Kowalczyk, 24 min, 0-3 - Czykier, 55 min, 0-4 - Śliwowski, 63 min (karny), 0-5 - Śliwowski, 66 min, 0-6 - Śliwowski, 69 min (głową) WISŁA: Bobrowicz - Lewandowski, Włodarz, Gałuszka, Giszka - Kozak (83. Moskal), Lament, Marzec - Kaliciak, Gręda (46. Gościniak), Szeliga. Trener Karol PECZE. LEGIA: Robakiewicz - Jóźwiak, J. Zieliński, Kruszankin, Ratajczyk - Grzesiak (51. Wędzyński), Pisz , Michalski, Czykier - Śliwowski, Kowalczyk. Trener Janusz WÓJCIK. Sędziował Marian Dusza (Katowice). Widzów: 8000. Żółta kartka: Ratajczyk. ŁKS Łódź - Olimpia Poznań 7-1 (3-0) 1-0 - Ambrożej, 21 min (wolny), 2-0 - Wieszczycki, 23 min (głową), 3-0 - Szymkowiak, 45 min (samobójcza), 4-0 - Wieszczycki, 48 min, 5-0 - Cebula, 61 min (głową), 5-1 - Suchomski, 83 min, 6-1 - Cebula, 84 min, 7-1 - Ambrożej, 90 min ŁKS: Woźniak - Pawlak (64. Krysiak), Bendkowski, Chojnacki - Lenart, Kaczówka, Leszczyński, Wieszczycki, Ambrożej - Cebula, Płuciennik (56. Galaj). Trener Ryszard POLAK. OLIMPIA: Kłak - Sadzawicki, Gierejkiewicz, Bocian, Szymkowiak - Ciliński, Borówko, Matusiak, Majewski (59. Dłużyk) - Suchomski, Wojciechowski (27. Marzec). Trener Janusz BIAŁEK. Sędziował Michał Listkiewicz (Warszawa). Widzów: 9854. Żółte kartki: Ambrożej, Cebula - Szymkowiak, Ciliński. Opisywanie kolejnych bramek mija się z celem, dodajmy tylko, że sędzia "meczu" przy Reymonta Marian Dusza podsumował, że bramki które padły były "ładne". Dusza dodał też, że "na boisku walczono zdecydowanie i powodów do przerwania meczu i zastosowania art. 23 regulaminu rozgrywek, który mówi że należy przerwać mecz jeśli walka jest niesportowa, ani ja, ani kwalifikator z Gdańska Kazimierz Jankowski nie widzieliśmy". W Łodzi udawano, że wszystko jest w porządku. Tomasz Zimoch w radiowej relacji zachłystywał się zaangażowaniem łodzian i czystością meczu ŁKS - Olimpia. W poniedziałek w ten sam ton uderzyła łódzka prasa. Największym wygranym ostatniej kolejki było... radio - nieodłączny atrybut niedzieli cudów, studio S-13 biło rekordy popularności. Gdy z Krakowa przyszła wiadomość o szóstej bramce dla Legii było jasne, że ŁKS tego korespondencyjnego pojedynku nie wygra, mimo to po zakończeniu meczu piłkarze zaprezentowali przy alei Unii dziki taniec zwycięstwa. Trenerzy ŁKS Ryszard Polak i Andrzej Pyrdoł zostali na konferencji prasowej powitani oklaskami. Po czwartej bramce ławkę Wisły opuścił Piotr Voigt, wiceprezes klubu ds. piłki nożnej, po meczu zapowiedział odejście z Wisły: - Nie mogę sobie pozwolić, by moje powszechnie szanowane nazwisko, było w ten sposób publicznie szargane. Kibice zapowiedzieli demolkę należących do biznesmena zakładów optycznych przy Floriańskiej i na Matecznym. Policja trzykrotnie była informowana o podłożeniu ładunków wybuchowym pod mieszkanie Voigta. Po piątym golu dla gości, członek zarządu, znany aktor Jerzy Fedorowicz oświadczył, że rezygnuje z przynoszącemu mu ujmę członkostwa. Po szóstym szalikowcy z sektora X, przenieśli się w okolice ławki TS, z wyraźnym zamiarem wyładowania złości na oszustach. Obrońca Jan Gałuszka i bramkarz Jacek Bobrowicz robili wszystko, by piłka wpadła do siatki. Za to Zbigniew Gręda i Dariusz Marzec przeciwnie - kilkudziesięciu szalikowców Wisły zapewniało w liście do redakcji, że ich stopa przy Reymonta nie postanie, dopóki winni nie zostaną ukarani, a wszyscy którzy zhańbili "Białą Gwiazdę" pogonieni w diabły. Trzy lata temu w materiale TVP Sport jeden z piłkarzy Wisły mówił anonimowo: - Prawdą jest, że każda z tych sześciu bramek została sprzedana. Ku..., każda! Wszyscy zawodnicy Wisły otrzymali oceny "1" w krakowskim dzienniku sportowym. Redakcyjny telefon "Tempa" rozgrzał się do czerwoności, dzwonili głównie wzburzeni kibice Wisły. - Skandal! Do akcji powinien wkroczyć prokurator, a Legia i Wisła powinny zostać zdegradowane do II ligi. Nie powinno się przyznawać tytułu mistrza Polski - grzmiał Stanisław Romankiewicz. - Przepraszam wrażliwych czytelników, ale to jest wielkie skurwysyństwo! Widziałem to i płakałem, trzeba po prostu to towarzystwo rozgonić na 4 strony świata, niech już nigdy nie wracają na boisko - wtórował mu Krzysztof Zębik. - Rozbrajające są brednie Janusza Wójcika o szczęśliwej marynarce, która pomogła wygrać na IO 6-1 z Australią - Jarosław Dłużnański. - To był mecz oddany walkowerem, najbardziej ordynarne przekupstwo w historii polskiej ligi - Jarosław Kluzek. Prezydium PZPN wobec braku dowodów utrzymało wyniki z boiska, nakładając na zamieszane kluby kary po 500 mln zł - trochę to nielogiczne, jest wina czy nie ma? A jeśli nie - to skąd kara? - To skandal, by człowiek który tak jawnie drukował mecz ŁKS - Olimpia głosował za karami. Michał Listkiewicz gwizdał tylko w jedną stronę, a trzy bramki to jego zasługa - grzmiał Bolesław "Bolo" Krzyżostaniak, prezes Olimpii Poznań. BOSMAN Po "niedzieli cudów", we wtorkowy wieczór szalikowcy Legii w liczbie trzech tysięcy stawili się na stadionie przy ul. Łazienkowskiej. Red. Marek Rudziński z Polskiego Radia taktownie oddał pałeczkę dyrygenta niekwestionowanemu królowi trybun stadionu Wojska Polskiego - media donosiły, że był nim "Bosman", któremu w rzeczywistości na imię Andrzej, na co dzień mieszkający w dzielnicy Jelonki. Po półgodzinnym oczekiwaniu wyłonili się z tunelu bohaterowie mistrzostw Polski. Ramię w ramię z trenerem Wójcikiem szli dyrektor sekcji Artur Mazurek i wicepremier rządu RP - Henryk Goryszewski. Zabrakło jedynie Dariusza Czykiera, który w tym czasie rozgrywał mecz piłkarskich szóstek w rodzinnym Białymstoku. Zbigniew Boniek mówił o konieczności rozegrania dodatkowego meczu, wiceprezes PZPN Michał Listkiewicz odbijał piłkę że nie już wolnych terminów. Za meczem o mistrzostwo był piłkarz ŁKS, Tomasz Wieszczycki, który wyznał że do jego klubu ktoś przysyłał z Polski faxy, że on i jego koledzy z drużyny: "koksują się, narkotyzują i sprzedają mecze". Jedynym klubem, który nie udawał, że wszystko było "cacy" w ostatniej kolejce była Wisła Kraków. Winnych ukarano. - Jacek Bobrowicz, Zbigniew Gręda i Jan Gałuszka - 6 miesięcy bezwzględnej dyskwalifikacji - Jarosław Giszka i Grzegorz Lewandowski - 6 miesięcy dyskwalifikacji zawieszonej na rok - Dariusz Marzec, Robert Włodarz, Grzegorz Szeliga, Paweł Kozak - 3 miesiące dyskwalifikacji zawieszonej na rok - Dariusz Lament, Grzegorz Kaliciak, Paweł Gościniak - nagany - Dariusz Wójtowicz - nie przedłużona umowa. DOPING Jakby zamieszania z końcową tabelą było mało, w międzyczasie na światło dzienne wyszła sprawa Romana Zuba, zawodnika Legii Warszawa. Próbka testu antydopingowego ukraińskiego po meczu z Widzewem dała wynik pozytywny. Stosunek testosteronu do epitestosteronu wyniósł 7,8, podczas gdy dopuszczalna granica to 6. W wywiadzie dla "PN" (tytuł: "Nie wiem jak to się je!") Zub mówił, że będąc na Ukrainie chorował i brał jakieś zastrzyki. Wcześniej Legia została poinformowana, że złapanym jest Marek Jóźwiak, który klękał i na głowy dzieci swych przysięgał, że nic nie brał. Prasa z miejsca zaczęła pisać o możliwym walkowerze i mistrzostwie dla ŁKS. Sęk w tym, że ówczesne przepisy w przypadku jednego przypadku dopingu, pozwalały dyskwalifikować zawodnika, ale nie przewidywały walkowerów za doping dla drużyny. "Na koksie" musiałoby być dwóch zawodników. W tym momencie sprawą Zuba przestano się w ogóle zajmować. "Wojskowi" dostarczyli kontrekspertyzę lekarską. Jako, że polska placówka nie miała koniecznego atestu, badanie wykonano w Moskwie, a dokument miał nadruki firmowe CCCP, czyli państwa którego już dawno nie było. Legia przystąpiła do kontrataku. Jej oświadczenie, "Tempo" nazwało bezczelnym. "Władze ASPN Legii pisały, że nie przeznaczyły, ani nawet nie rozważały przekazania w sezonie 1992/93 jakichkolwiek środków dla innych drużyn. Władze warszawskiego klubu zwracały uwagę, że zarówno w obowiązującej klasyfikacji jak i anglosaskiej (wygrana za 3 punkty) Legia miała najwięcej punktów i korzystny bilans dwumeczu z ŁKS" - krakowski dziennik zdobył się na jedno zdanie komentarza: "Diabeł się w ornat ubrał i na mszę dzwoni". ZJAZD Na 28 czerwca 1993 r. zwołano Walny Zjazd PZPN, "Piłka Nożna" napisała o tym zbiegowisku jako o "piłkarskim ZOO". Relacjonujący dziennikarz pisał, że "w pewnym momencie Walnego Zjazdu stało się jasne, że następuje wyrównanie zadawnionych porachunków, gdy wojskowy klub robił co chciał na przykład w kwestii pozyskiwania zawodników(...). Legia miała na zjeździe kiepskich adwokatów. Mecenas Ryszard Parulski zupełnie wyczuł panujących na sali nastrojów i mówił o rzeczach, które jeszcze bardziej rozjuszyły delegatów z terenu. Po dramatycznym, upowszechnionym przez telewizję wystąpieniu wiceprezesa Ryszarda Kuleszy, którego poparł inny wiceprezes Zygmunt Lenkiewicz, wiadomo było, że los Legii jest przesądzony. Cały czas grano o Legię, trzy pozostałe kluby były na drugim planie. (...) Kiedy z mównicy padły słowa "Cała piłkarska Polska to widziała , a panowie jesteście niewidomi" i "To jest ostatni dzwonek, by odciąć się od oszustw", mało kto wierzył w sukces Legii. Siedziba PZPN była otoczona przez kibiców Legii, którzy czekali na wynik obrad. Tygodnik "Piłka Nożna" zdążył nawet wydrukować plakat z napisem - Legia Warszawa Mistrz Polski 1993. Postanowiono głosować wniosek komisji specjalnej PZPN - 68 delegatów było za, 20 przeciw, 11 się wstrzymało. W ten sposób podtrzymano postanowienia PZPN, co oznaczało że mistrzem Polski został Lech Poznań, który wcześniej zrobił wiele by mistrzostwa nie zdobyć. Po czasie Kulesza mówił w "PN", że swego wystąpienia nie zmienił by o jotę, a prywatnie Legię...nawet lubi. Pytany czy był na meczach Wisła - Legia, albo ŁKS - Olimpia, odpowiadał że nie było takiej potrzeby, bo "rozmawiał z pewnymi ludźmi i ma informacje". Do 14 lipca UEFA dała czas na zgłoszenie do pucharów, Legia i ŁKS początkowo przyjęły "ochłap" w postaci zgłoszenia na Pucharu UEFA, jednak ostatecznie w rozgrywkach europejskich nie zagrały. Działacze Lecha czuli się głupio, przyjęli tytuł, choć w kasie było pusto. Korupcja istniała nie tylko w Polsce, we Francji równolegle trwała afera w sprawie Olympique Marsylia. Prezes ASPN, Janusz Romanowski zapewniał że nie odejdzie i nie odszedł. Przyszli Zbigniew Mandziejewicz ze Śląska, Adam Fedoruk ze Stali Mielec i za rok Legia wróciła na tron, a oczyszczona z korupcji Wisła Kraków spadła z Ekstraklasy. POST SCRIPTUM W 2007 r. podczas walnego zjazdu sprawozdawczo-statutowego PZPN zadecydowano, że Legii Warszawa nie zostanie przyznane mistrzostwo Polski za sezon 1992/93. - Komisja wspólna nie widzi podstaw do zmiany poprzedniej decyzji - powiedział przewodniczący komisji zajmującej się tą sprawą. Sprawą przywrócenia stołecznemu klubowi mistrzostwa kraju zajmowała się specjalna komisja powołana na zjeździe PZPN w grudniu 2004 roku. Nie znalazła ona podstaw do oddania Legii tytułu, powołując się m.in. na zeznania kibiców Wisły Kraków oraz obecną atmosferę w polskim futbolu związaną z tzw. aferą korupcyjną. Wniosek komisji o nieoddawanie Legii mistrzostwa poparło 85 delegatów, 11 było przeciw, 28 wstrzymało się od głosu. Wcześniej sprawą zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Krakowie, która 5 lipca 1995 r. umorzyła dochodzenie w sprawie rzekomego przekupstwa przez Legię meczu z Wisłą. W uzasadnieniu napisano, że nikt nie potwierdził zarzutów prasy i działaczy piłkarskich. PZPN nie zmienił jednak swojej decyzji. Maciej Słomiński, INTERIA