Zatrudnienie młodego trenera Adriana Siemieńca ledwie pół roku temu było ryzykowne - Jagiellonia znajdowała się na początku kwietnia w opałach, miała ledwie dwa punkty przewagi nad Górnikiem Zabrze. I całkiem mocny skład, z dwoma najlepszymi snajperami Ekstraklasy. Jednego z nich zresztą straciła, król strzelców Marc Gual przeniósł się do Legii Warszawa. A mimo tego 31-letni trener zbudował zespół, który jest - obok Śląska Wrocław - największą rewelacją ligi. A patrząc na styl gry - z pewnością tą największą. Imponujący bilans Jagiellonii w Białymstoku. Szybko stało się jasne, że Zagłębie może być kolejną ofiarą Jagiellonia wygrała bowiem szósty mecz ligowy z rzędu na swoim stadionie - nikt nie zdobył tu choćby punktu. Wliczając pucharowy mecz ze Śląskiem, bilans jest kapitalny: komplet zwycięstw i 20:5 w bramkach. Ofensywna gra drużyny, nawet gdy z powodu urazu brakuje w niej Jesusa Imaza, wywołuje coraz większe zainteresowanie wśród kibiców. Nawet gdy jest zimno i leje deszcz, jak dzisiaj. Kolejną ofiarą "Jagi" zostało Zagłębie Lubin - zespół, który przecież miał zaledwie dwa punkty mniej, nie przegrał czterech ostatnich starć. Piłkarze trenera Waldemara Fornalika nie mieli jednak nic do powiedzenia, szczególnie w pierwszej połowie. Zostali całkowicie zdominowani, wynik 2:0 po 45 minutach oddawał to, co działo się na boisku. A mogło być nawet zdecydowanie wyżej. Gospodarze zaczęli bowiem bardzo ofensywnie, "Miedziowi" nie radzili sobie z ich pressingiem. Już w 3. minucie pierwsze trudne zadanie miał sędzia Bartosz Frankowski - najpierw odgwizdał faul w polu karnym Aleksa Ławniczaka na Jarosławie Kubickim, ale po interwencji VAR i ponad trzyminutowej analizie - anulował go. Raczej słusznie, bo nawet jeśli stoper Zagłębia lekko musnął nogę rywala, to później wybił piłkę, a pomocnik gospodarzy od razu podwinął nogi. Tyle że gospodarze dalej szturmowali, blisko powodzenia był Nene, kąśliwe dośrodkowanie Bartłomieja Wdowika z trudem wybił Sokratis Dioudis. Później jeszcze stuprocentową sytuację zmarnował Kubicki, chcąc zmieścić piłkę w okienku bramki gości. Dwaj absolwenci Akademii Lecha zamieszani w bramkę dla Jagiellonii. Tylko jeden się cieszył Gdy jednak ofensywni piłkarze mieli problem, do gry włączył się stoper Mateusz Skrzypczak. To on, po dośrodkowaniu Wdowika, uderzył głową, wykorzystując zaskakująco bierną postawę pilnującego go Kacpra Chodyny. Obaj są wychowankami Akademii Lecha, Skrzypczak mijał się z o rok starszym kolegą w zespołach juniorów czy rezerw Lecha. Dziś go przechytrzył. Zagłębie było zaskakująco bezradne, a przecież Jagiellonia - jeśli coś miała w tym sezonie słabego - to właśnie defensywę. Dziś nie dopuszczała rywali pod swoją bramkę. I szalała po drugiej stronie boiska: strzał z wolnego Wdowika z trudem obronił Dioudis, Dominik Marczuk po zwodzie uderzył w słupek. Gol na 2:0 był zasłużony, ale kontrowersyjny - po rzucie karnym i kolejnej długiej analizie VAR. Sędzia Frankowski uznał, że Tomasz Makowski sfaulował w polu karnym Kubickiego, ale nie tyle go pchnął, co później spadł na jego staw skokowy. To akurat nie podlegało dyskusji. A z 11 metrów pewnie trafił Afimico Pululu. Cudowny gol Bartłomieja Wdowika. Piłkarz z kadry Michała Probierza trafił... z narożnika boiska Przewaga Jagiellonii była tak wyraźna, że tylko jakiś nagły wstrząs mógł coś w tym meczu zmienić. Trener Fornalik rzeczywiście trochę wpłynął na drużynę, dokonał dwóch zmian. Chęci starczyło na kwadrans, niezłą okazją w tym czasie miał Tomasz Pieńko. Jagiellonia odpowiadała jednak tym samym, a gdy w 66. minucie Wdowik bezpośrednio z rzutu rożnego, wykorzystując błąd Dioudis, podwyższył na 3:0, mecz był już rozstrzygnięty. Gospodarze bawili siebie i kibiców - ich kontry siały popłoch w ekipie z Lubina. W 81. minucie powinno być zresztą 4:0, bo Pululu i José Naranjo biegli sami przeciw bramkarzowi gości. Hiszpan dostał idealną wykładankę na 12. metrze i... trafił w poprzeczkę. Dobrą zmianę dał też Kristoffer Hansen, w ogóle Jagiellonia nie miała słabych punktów w tym spotkaniu. Podopieczni Siemieńca zostali nowym liderem Ekstraklasy, choć w sobotę i niedzielę może ich wyprzedzić ktoś z duetu Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa. Wiadomo jednak, że stawką wtorkowego, zaległego starcia Lecha z Jagiellonią w Poznaniu znów będzie... fotel lidera. I to będzie prawdziwy test dla "Dumy Podlasia", bo akurat na wyjazdach spisuje się ona gorzej.