Bjelica powiedział wprost, że obecny Lech jest lepszy od Austrii Wiedeń, w której kilka lat temu pracował. Jesienią 2013 roku Chorwat wprowadził austriacki klub do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a tam wywalczył pięć punktów w rywalizacji z FC Porto, Atletico Madryt i Zenitem St. Petersburg. Nie da się ukryć, że poznaniacy ostatnio imponują formą, wygrali wszystkie cztery wiosenne spotkania po 3-0. W środę rozbili Pogoń w półfinale Pucharu Polski, a wynik mógł być dwa razy wyższy. Czy jednak słowa Bjelicy nie są na wyrost? Chorwat zwykle jest oszczędny w tego typu stwierdzenia, ale w swoich piłkarzach zbudował pewność siebie. Buduje ją także poprzez tego typu stwierdzenia. - Od pierwszego dnia swojej pracy miałem zaufanie do zawodników, bo zawodnik musi wiedzieć, że trener ufa mu w 100 procentach. Dzisiaj mija sześć miesięcy, odkąd jestem tutaj w Poznaniu i wydaje mi się, że wzajemnie sobie ufamy. Oni pokazują to poprzez swoją grę i zaangażowanie, a to dla mnie jest ważne - przyznaje Bjelica. Właśnie te słowa podkreślał najczęściej po meczu z Pogonią, który Lech znów wygrał 3-0. Losy awansu do finału Pucharu Polski są prawie rozstrzygnięte, ale Chorwat radzi się wstrzymać z fetowaniem sukcesu. - Kontrolowaliśmy całe to spotkanie i jestem zadowolony, że wygraliśmy wszystkie cztery spotkania i wszystkie po 3-0. Mamy jednak jeszcze jeden mecz z Pogonią i będziemy musieli ciężko pracować przez kolejne 90 minut by awansować do finału - przyznaje Bjelica. Chwalił przy tym Szymona Pawłowskiego, Darko Jevticia i Radosława Majewskiego, za ich grę ofensywną. - Jak grają na dwa, trzy kontakty, to spisują się bardzo dobrze, to najlepsze dla zespołu. To jednak zawodnicy, którzy również akcjami jeden na jednego mogą zdziałać dużo. Darko mógłby czasem podejmować lepsze i szybsze decyzje, ale on lubi jednak zrobić inaczej - tak Bjelica tłumaczył Jevticia, który w drugiej połowie mógł pokusić się o bardziej zespołowe wykończenie kilku akcji. Kibice Lecha wywiesili w trakcie drugiej połowy transparent, na którym w języku chorwackim pojawił się napis: "Samo naprijed Nenade - zajedno do konacne pobjede" (Idźmy naprzód Nenadzie - aż do ostatecznego zwycięstwa). - Trener nie jest ważny, ważna jest tylko drużyna. Pierwszego dnia mojej pracy tutaj powiedziałem, że musimy schodzić z boiska przy brawach kibiców. Jeden mecz wygramy, jeden przegramy, ale zawsze musimy mieć aplauz. Rozumiem, co chcieli przekazać kibice i chcę też tego: jechać razem aż do ostatecznego zwycięstwa - mówił chorwacki szkoleniowiec. Markotny był za to szkoleniowiec Pogoni Kazimierz Moskal, którego posada w szczecińskim klubie nie jest wcale taka mocna. Głównym celem "Portowców" na pierwsze półrocze było wywalczenie Pucharu Polski, a w obecnej sytuacji będzie o to bardzo, bardzo ciężko. Na dodatek w Lotto Ekstraklasie Pogoń balansuje na pograniczu ósemki, a czekają ją jeszcze spotkania z Lechią, Jagiellonią czy Legią. - Jechaliśmy tutaj z wielkimi nadziejami. Nie bez podstaw, mimo tej ostatniej porażki w lidze. A skończyło się tak jak się skończyło - mówił Moskal w Poznaniu. - Z tych trzech spotkań przeciwko Lechowi to było zdecydowanie najgorsze. Jest jeszcze drugi mecz, będziemy walczyć, ale musimy jasno powiedzieć, że postawiliśmy siebie w bardzo trudnej sytuacji - dodał szkoleniowiec Pogoni. Uznał też, że Lech zasłużył na wygraną. Andrzej Grupa