"Odwróć tabelę, mistrz Polski będzie na czele" Puchary pucharami, ale takiej niemocy Lecha nie spodziewał się nikt. Można przegrać z Pogonią, z Wisłą, z rozpędzonym - jak się okazało - Zagłębiem. Można zremisować z typowaną przed sezonem do spadku Koroną. Ale oddać trzy punkty grającemu, nazwijmy to, mało widowiskowy futbol, Podbeskidziu, na własnym terenie? To już wygląda na strajk. Bo to jest to samo Podbeskidzie, które w kolejkę później zostaje rozgromione przez Wisłę 0-6, także przed własną publicznością. Wstyd też podobny. Tak więc albo lechici postanowili z niewiadomych powodów zbojkotować ligę, albo też problem tkwi w głowach, a to już gorzej. Znamy to już choćby z zeszłego sezonu, kiedy to kielecka Korona nie mogła się przełamać i po siedmiu kolejkach miała na swoim koncie... punkt. Lech po 11 kolejkach ma pięć. Statystycznie lepiej. Tyle że Korona nie była mistrzem kraju i nikt nie oczekiwał, że będzie się o ten tytuł bić. Lech w końcu odpali, tego możemy być pewni. Pytanie, czy nie będzie to za późno, by nie spisać tego sezonu na straty, by mierzyć jeszcze wysoko. Bo na razie z każdym kolejnym meczem ciężko nie zastosować się do popularnego ostatnimi czasy hasła - "znajdźmy chwilę, by pośmiać się z mistrza Polski". Korona w gazie na wyjazdach Kielczanie od jakiego czasu przyzwyczaili nas do tego, że to właśnie Kolporter Arena jest miejscem, gdzie należy się ich obawiać, że na własnej ziemi są w stanie powalczyć o punkty z każdym. Tymczasem obecny sezon wywrócił wszystko do góry nogami - tylko jedno zwycięstwo w meczu inauguracyjnym z Jagiellonią, trzy porażki, dwa remisy. Bilans mocno przeciętny. Ale biorąc pod uwagę niepewny przed sezonem skład Korony, bilans ten niespecjalnie by dziwił. Gdyby nie mecze wyjazdowe, czyli dotychczasowa pięta achillesowa Koroniarzy. Podział punktów w Gdańsku, Poznaniu, Krakowie. Zwycięstwo w Lubinie oraz to historyczne - pierwszy raz przy Łazienkowskiej, w ostatniej akcji meczu. Morał? Nie lekceważ przeciwnika. Nawet jeśli jest to Michał Przybyła, o którym jeszcze w poprzednim sezonie prawdopodobnie nie słyszałeś. Piast - lider skazany porażkę? Prowadzenie Piasta w tabeli dziwi nie mniej niż ostatnie miejsce Lecha. Prowadzenie nie byle jakie - bo sześcioma punktami nad drugą Pogonią i aż dziesięcioma nad domagającą się tytułu Legią. To dziwi tym bardziej, że przed sezonem Piast wymienił lwią część swojego składu. A zazwyczaj nie wygrywasz wszystkiego jak leci z gośćmi, którzy jeszcze nawet dobrze się ze sobą nie ograli. Cóż, każda reguła ma wyjątek. Tyle że choć może serce by chciało wierzyć w to, że o tytuł bić się będzie ktoś inny niż zazwyczaj, to rozum podpowiada, że Piast tej passy nie uciągnie. Są w "gazie", głowy mają pełne determinacji, działają pod wpływem endorfin z tego, jakby nie patrzeć, niespodziewanego przywództwa, ale rozum podpowiada, że tendencja spadkowa w końcu nadejdzie. Górna ósemka jak najbardziej, ale przy podziale punktów walka o podium wydaje się być jeszcze bardzo odległa. Beniaminki zaskoczyły? Po części tak, bo mało kto spodziewał się takiego pędu w przypadku Termaliki Bruk-Betu, drużyny której stadion stoi w polu kukurydzy, w związku z czym zmuszona jest grać na boisku drugoligowca. Ale jesień często należy właśnie do beniaminków. Choćby Bełchatów - już to przerabialiśmy. Wiosna jednak przynosi swoją własną rewelację i zwykle nie ma ona nic wspólnego z rewelacjami z jesieni. Z drugiej jednak strony - to jest Ekstraklasa, tutaj sprzeczność z logiką i wszelkim prawdopodobieństwem występuje przynajmniej raz na kolejkę. Obecnie przypada ona na każdy wygrany mecz Piasta i każde oddane trzy punkty Lecha. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ekstraklasy