Marek Motyka, trener Polonii Bytom: - Cieszę się ze zwycięstwa. Szczególnie w drugiej połowie przyszło nam ono ciężko. Oddaliśmy inicjatywę po przerwie, niepotrzebnie się cofnęliśmy i znowu zafundowaliśmy sobie horror. Zdobycie trzech punktów na Cracovii jest bezcenne dla nas, bo mieliśmy deficyt punktowy. Teraz, mając ich na koncie dziesięć, można spokojnie się przygotować do następnych meczów - podkreślał "Maryś". Pogratulował też swoim piłkarzom mądrej, rozsądnej gry. Jednocześnie zganił ich za kiepską skuteczność. - W meczu z Górnikiem nie grałem o głowę, to był wymysł prasy i redaktorów telewizyjnych. Ale to prawda, że trudno być po takich dwóch porażkach wysokich zadowolonym. Mieliśmy pecha - dwa razy graliśmy bez jednego zawodnika, doszło kontuzji. Teraz oni doszli i mam pole manewru - opowiadał Motyka. Przyznał się też do jednego błędu. - W meczu z Polonią Warszawa sam przeszarżowałem, bo w 85. min, gdy przegrywaliśmy 0:1, poszedłem va banque i wprowadziłem kolejnego napastnika. Pomyślałem, że najwyżej stracimy jedną bramkę, a straciliśmy trzy - bił się w piersi. Przegraną w Pucharze Polski z Odrą Opole tłumaczył oszczędzaniem piłkarzy na derby z Górnikiem. - Dobrze na tym wyszliśmy, bo po pokonaniu Górnika i Cracovii, myślę, że kibice wiele nam wybaczyli - podkreślał Motyka. - Siłę zespołu poznaje się na wyjazdach, powiedziałem, że jak tam zaczniemy punktować, to dopiero wtedy zaczną nas cenić - dodał. - Mamy zespół bez gwiazd, ze skromnymi chłopakami, budowany za niewielkie pieniądze. Wyjazdy mieliśmy pechowe - na Wiśle przegraliśmy 0:1 pechowo, na Ruchu też nam szczęście nie dopisało, bo graliśmy nieźle. - Tu jechałem z duszą na ramieniu, bo wiedziałem, że trener Majewski zrobi wszystko, żeby odbudować zespół. A wiem, że tu się łatwo nikomu nie wygrywa. Z moimi zespołami po raz pierwszy tu wygrałem - zauważył Motyka. Zaprzeczył, jakoby rezygnował ze słynnej "szarańczy". - Tak udanej "szarańczy" jak dzisiaj nie mieliśmy w żadnym meczu. Na czysto sytuacja, zawodnik główkował. Mamy kilka wariantów. Oni sami sobie wybierają. Wybrali raz "szarańczę" i o mały włos gola nie strzeliliśmy - dowodził "Maryś". Michał Białoński, Kraków