Byłbym o to znacznie spokojniejszy, gdyby Lech grał w kwalifikacyjnych dwumeczach tylko przy Bułgarskiej. W minionym sezonie to była prawdziwa Twierdza Poznań. Nie wiem, która statystyka robi na mnie większe wrażenie: 15 na 17 meczów wygranych u siebie, czy może bilans bramkowy w stolicy Wielkopolski - 46:12? Osiem bramek wrzuconych Puszczy, po pięć Legii czy Jagiellonii, cztery Widzewowi. Tak jak na mistrza Polski przystało. Lech miał piłkarzy, którzy robili różnicę. 50 - tyle bramek strzelił kwartet Ishak, Sousa, Golizadeh i Wallemark. 50, czyli więcej niż Zagłębie, Piast, Górnik, Widzew, Motor... W sumie: więcej niż strzeliło dwanaście klubów w Ekstraklasie. Pozytywnie zaskoczył mnie zwłaszcza Portugalczyk. Dla mnie Afonso Sousa zasłużył na miano MVP sezonu. Fenomenalna technika, lekkość poruszania - było w tym trochę magii. Ułożenie stopy przy strzale - top. Zdobył bramkę lewą nogą, dwie głową, cztery zza pola karnego, a przy 13 trafieniach na koncie ma tylko trzy zmarnowane dogodne sytuacje. Dla przykładu: Ilja Szkurin ma 20, Jesus Imaz 16, a Gual - 10. Nikt, kto strzelił więcej niż dziesięć goli, nie marnował "setek" tak rzadko. Tej jakości w ofensywie zabrakło nieco Rakowowi Częstochowa. Wracający po kontuzji Ivi Lopez do ośmiu bramek dorzucił siedem asyst, ale jeszcze w pełni do formy sprzed urazu nie wrócił. Jonatan Brunes miał świetną końcówkę sezonu, ale do spółki z Rochą nie nadrobili jesieni. Piłkarze Papszuna dwupunktową stratę przed wiosną zamienili w jeden punkt różnicy na koniec sezonu. Byli świetni w obronie: kompaktowi, zwarci, szczelni. Nie tylko stracili najmniej goli w lidze, ale też jako jedyny zespół w Ekstraklasie średnio nie dopuścili rywali do przekroczenia bariery jednej oczekiwanej bramki (xG) na mecz. Zabrakło częstochowianom niewiele. Powtórzyła się sytuacja z poprzedniego sezonu, gdzie ofensywna Jagiellonia o włos wyprzedziła lepszy w destrukcji Śląsk. Dziś pakujący osiem bramek Puszczy Lech okazał się lepszy od Rakowa, który w Niepołomicach stracił dwa mistrzowskie punkty. Jagiellonia tytułu nie obroniła, ale udowodniła wszystkim, że można połączyć grę w lidze z udaną kampanią europejską. Ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy i podium w Ekstraklasie - to świetny wynik, może nie na tej samej półce co ubiegłoroczne mistrzostwo, ale na pewno ocierający się o nią. Ukłony dla Adriana Siemieńca, który potrafił poukładać zespół pragmatyczny w rozgrywkach międzynarodowych, a jednocześnie ofensywny w meczach nad Wisłą. Jagę czeka rozbiórka, ale dyrektor Łukasz Masłowski udowodnił, że potrafi ściągać piłkarzy odpowiednich pod system. Czasem nieoczywistych, ale pasujących do żólto-czerwonej układanki. Nie udało się to Legii, która pucharowo wypadła świetnie, ale za ekstraklasowy sezon zebrała zasłużone "cięgi". Nietrafione transfery, nierówna forma, nieskuteczność - to główne przyczyny takiego stanu rzeczy. Przecież to drużyna Gonzalo Feio stworzyła sobie najwięcej okazji do strzelenia gola. Skończyła tymczasem na piątym miejscu, a przygoda portugalskiego trenera na Łazienkowskiej - skończyła się po prostu. Muszę przyznać, że był to jeden z ciekawszych sezonów w naszej lidze. Może zabrakło na koniec większych emocji w walce o utrzymanie, gdzie liczyłem zwłaszcza na Śląska Wrocław, z którym sam kilkanaście lat temu świętowałem mistrzostwo. Współczuję Pogoni Szczecin przegranych dwóch finałów: jednego w krajowym pucharze, drugiego o krajowe puchary. Do jedenastki sezonu trudno zmieścić piłkarzy z niższych miejsc, ale to nie znaczy, że nikt z środka się nie wybijał. Podobać się mógł Hellebrand z Górnika, dobrze się oglądało Alvareza z Widzewa, strzelał Mraz w Motorze, rządził w środku Repka z GKS-u Katowice, wystrzelił talent Fornalczyka w Kielcach, a nawet utrzymująca się rzutem na taśmę Lechia miała w swoich szeregach ciekawych piłkarsko Menę, Bobcka czy Wjunnyka. Teraz chwila przerwy i znów ruszą przygotowania do kolejnych rozgrywek. Strzelam, że jeszcze bardziej emocjonujących, patrząc na pięć miejsc dających polskim klubom eliminacje do europejskich pucharów, zapowiedzi transferowe potentatów, ambicje właścicielskie w kilku klubach niegrających w pucharach, a także rosnący poziom 1. ligi, której efektem była forma ubiegłorocznych beniaminków. Liga będzie ciekawsza. Nie mogę się doczekać.