Raków Częstochowa jesienią łączył grę w lidze z europejskimi pucharami i mocno dało mu się to jednak we znaki. Teraz tego "problemu" już nie ma, temat obrony tytułu jest pod Jasną Górą tym wiodącym. Strata dziewięciu punktów do Śląska Wrocław, przy jednym meczu zaległym, nie pozwala jednak na podobne przygody jak jesienią - trener Dawid Szwarga zdaje sobie z tego sprawę. A taką nieprzyjemną przygodą mogła być jakakolwiek strata punktów w Grodzisku Wlkp. Warta zaś potrafi sprawiać niespodzianki, choć głównie na wyjazdach, na swoim stadionie nie dość, że kiepsko punktuje, to jeszcze rzadko trafia. Sześć domowych bramek Warty przez całą jesień. I dwie w 20 minut w pierwszym meczu roku przeciwko mistrzowi Polski W dziewięciu jesiennych potyczkach "Zieloni" zdobyli w roli gospodarza zaledwie sześć bramek, dziś po 20 minutach spotkania z mistrzem Polski mieli już dwie. To spotkanie zaczęło się dla Rakowa bardzo źle - już w 1. minucie staw skokowy skręcił Fran Tudor. Wił się z bólu, ale zdołał po chwilowej przerwie za linią boczną wrócić do gry. A gdy wrócił, jego zespół od razu stracił bramkę. Warta jest klubem biednym, każdą złotówkę oglądają w tym klubie kilka razy, ale trener Dawid Szulczek domagał się zawodnika, który byłby w stanie dać coś drużynie w bocznym sektorze. Nie takiego mającego wielkie umiejętności techniczne, ale z końskim zdrowiem, biegającego od jednej linii końcowej do drugiej. I dostał - Belga Mohameda Mezghraniego. Ten zaś już w 3. minucie dośrodkował piłkę w pole karne, którą źle wybił Bogdan Racovițan. Prosto pod nogi wbiegającego w szesnastkę Kajetana Szmyta. Młodzieżowy reprezentant Polski kopnął może trochę nieczysto, za to idealnie - w dalszy róg, w wewnętrzną część słupka. I Vladan Kovacević skapitulował. Raków był chyba trochę tym wszystkim wstrząśnięty, zagubiony w ofensywie. Nie licząc bardzo przypadkowej sytuacji Ante Crnaca i jego niecelnego uderzenia z 18 metrów, goście nie potrafili zmusić defensywy "Zielonych" do jakiegoś wysiłku. Poznaniacy sami sami wyprowadzili zabójczą kontrę, po przechwycie na swojej połowie, asyście Dario Vizingera i wykończeniu Stefana Savicia. Sporo było tu też pecha Tudora, który swoją interwencję zmylił jeszcze Kovacevicia. Raków bezradny w ataku, co się stało z mistrzem Polski? Przypadkowy rzut karny dał nadzieję na drugą połowę Warta grała bardzo mądrze, znalazła sposób na znacznie mocniejszego rywala. Chwilami starała się atakować pressingiem już na połowie gości, czyniła to dość skutecznie. Głównie jednak ustawiała dwie linie zasieków na wysokości swojego pola karnego i tuż przed nim, szybko się jednak przesuwając. Raków niewiele mógł zrobić, brakowało pomysłów, a i też - co już mocno dziwiło - jakichś nieszablonowych zagrań. Nie po to mistrzowie Polski ściągają co rundę kilka potencjalnych gwiazd z różnych stron Europy, by nie potrafiły wygrywać indywidualnych pojedynków. A właściwie tylko raz goście zdołali zaskoczyć poznaniaków - w 30. minucie Władysław Koczerhin znalazł się sam na sam z Jędrzejem Grobelnym. Kąt był jednak dość ostry, bramkarz Warty też dobrze zareagował i odpowiednio szybko wybiegł z bramki - obronił uderzenie rywala. A dobitka głową Crnaca była z kolei nieudolna, dobrze napastnika mistrzów Polski spychał też Jakub Bartkowski. I gdy wydawało się, że bezradny Raków będzie po pierwszej połowie przegrywał 0:2, w polu karnym gospodarzy doszło do dziwnej sytuacji. Bartosz Nowak nie miał szans, by dojść do piłki na dalszym słupku i zamknąć akcję uderzeniem głową, ale padł na murawę. Sędzia Tomasz Frankowski został wezwany przed monitor, zobaczył tam, że na stopę pomocnika Rakowa nadepnął wcześniej Mezghrani. I podyktował jedenastkę dla gości, którą w piątej minucie doliczonego czasu na gola zamienił sam Nowak. Mistrz Polski w natarciu, Warta tylko się broni. Kapitalny mecz Jędrzeja Grobelnego Po przerwie Raków grał już tak, jak na mistrza Polski przystało. Zepchnął Wartę do rozpaczliwej obrony, napędzał swoje akcje a to skrzydłami, a to środkiem. Brakowało może trochę w ataku Crnaca, ale świetnie na skrzydle spisywał się nowy gracz mistrzów Polski Erick Otieno. Szybki, żywiołowy, zaczął mijać Mezghraniego, który szybko wyłapał żółtą kartkę. Szulczek widział, że jego zespół w każdej chwili może stracić prowadzenie, szybko dokonał więc potrójnej roszady. Ale i tak już za chwilę Grobelny kapitalnie obronił znakomite uderzenie głową Nowaka (58. minuta), a później Koczerhina (63. minuta). Wreszcie też przypomniał o sobie Crnac, tuż przed zejściem z boiska obił prawy słupek bramki gospodarzy (67. minuta). Warta takich okazji nie miała praktycznie w ogóle, pierwszy raz Kovacević musiał poważniej interweniować dopiero w 74. minucie, gdy z woleja próbował go zaskoczyć Tomáš Přikryl. Tyle że poznaniacy prowadzili, oni chcieli to 2:1 utrzymać do końca za wszelką cenę. Nie raz już zdarzało się w tym sezonie, że Warta traciła bramki w samych końcówkach, bo właśnie skupiała się tylko na defensywie. Teraz też, zwłaszcza w doliczonych sześciu minutach, całym zespołem wybijała futbolówkę z własnego pola karnego. Raków napierał i nie potrafił wbić tej bramki na 2:2. I nie zdołał tego dokonać do ostatniego gwizdka sędziego Frankowskiego. W takich okolicznościach doszło do pierwszej wielkiej sensacji w Ekstraklasie w 2024 roku.