Lech przegrał dwa ostatnie mecze w lidze, Lechia tak samo - ktoś musiał tę passę przerwać. Padło na Lecha, który po prostu chciał dziś wygrać i miał dużo większą jakość. Gdańszczanie zaś zaprezentowali się fatalnie, stają się poważnym kandydatem do opuszczenia Ekstraklasy. Przechodzą spory kryzys, nie wygrali już pięciu kolejnych spotkań, a jakoś nie widać, by trener Marcin Kaczmarek miał pomysł, jak z tej sytuacji wybrnąć. Lech Poznań mógł prowadzić w 1. minucie. Szwed kopnął jednak piłkę w... tyłek innego Szweda Mistrz Polski narzucił swoje warunki od pierwszego gwizdka sędziego Damiana Sylwestrzaka. I to dosłownie, bo po 20 sekundach powinien prowadzić. Prawą stroną przedarł się Afonso Sousa, idealnie wystawił piłkę Jesperowi Karlströmowi, Szwed miał sporo miejsca i czas na precyzyjne uderzenie. Tyle że posłał piłkę prosto w... tyłek swojego kolegi z zespołu Mikaela Ishaka, który zdążył się odwrócić. Lech nie grał jakiegoś porywającego meczu, ale był po prostu lepszy. W Lechii irytowało niemal wszystko, wolne tempo, przewidywalność, a gdy już udało się dośrodkować piłkę przed bramkę Filipa Bednarka, raziły pozycje spalone Łukasza Zwolińskiego. W pierwszej połowie bramkarz Lecha musiał interweniować tylko raz, gdy po dośrodkowaniu İlkaya Durmuşa piłkę do własnej bramki mógł skierować Joel Pereira. Lech Poznań goni Legię Warszawa - zobacz tabelę Ekstraklasy! Rzut rożny dał Lechowi gola. Tak mistrz Polski "napoczął" Lechię Gdańsk Lech za to co kilka minut stwarzał jakieś zagrożenie na przedpolu Dušana Kuciaka, brakowało mu jednak wykończenia. Broniąca się długimi fragmentami całym zespołem przed własnym polem karnym Lechia utrudniała zadanie poznaniakom. Szansę miał jednak w 15. minucie Ishak (Kuciak obronił strzał z dość ostrego kąta), później kolejną zmarnował Adriel Ba Loua. Lech też miał słabe punkty, chaotycznie grali jego pomocnicy, Nika Kwekweskiri obijał strzałami z dystansu kibiców na trybunach. Ale był lepszy i dopiął swego w 25. minucie, po granym w drugie tempo rzucie rożnym. Piłka wróciła bowiem do Pedra Rebocho, a Portugalczyk dorzucił ją prosto na głowę Antonio Milicia, który nie musiał się nawet odbijać od ziemi. Lech w pierwszej połowie miał jeszcze jedną dogodną sytuację (Joel Abu Hanna ofiarnie zalokował strzał Ba Loua'y w 37. minucie), ale prowadzenie podwyższył w kuriozalnych okolicznościach. Gdańszczanie próbowali bowiem wyprowadzać piłkę sprzed swojej bramki krótkimi podaniami, bez względu na okoliczności i wysoki pressing Lecha. Mimo, że praktycznie nie mieli z tego korzyści, bo ich akcje załamywały się w środkowej strefie. Tak też było w 44. minucie, choć piłka nawet do linii środkowej nie dotarła. Lech zmusił gdańszczan do grania przez bramkarza, Kuciak chciał wybić futbolówkę na siłę przed siebie i trafił w atakującego go Michała Skórasia. W efekcie Lech prowadził po pierwszej połowie 2-0 i - patrząc na grę rywala - mógł już sobie dopisać trzy punkty. Dalszy ciąg rozbijania Lechii Gdańsk. Pogrom w Poznaniu! Po przerwie goście wcale nie byli lepsi, choć w 51. minucie zdołali oddać pierwszy celny strzał. Autorem był Zwoiliński, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Bednarek zdołał jednak odbić piłkę, a obrońcy wybili ją poza pole karne. Lechii więc nie udało się trafić po stałym fragmencie, udało się gospodarzom. W 67. minucie Lech miał kolejny rzut rożny, po którym strzał oddał z 15 metrów Sousa. Kuciak odbił piłkę, ale prosto pod nogi Ishaka. Spalonego w tej sytuacji nie było, bo - choć niemal wszyscy gracze gości zostawili szwedzkiego napastnika za sobą, to dalszego słupka nadal uparcie pilnował Zwoliński. Kuciak był bliski złapania piłki po strzale Ishaka, ale ostatecznie wpadł z nią za linię bramkową. Po tym golu Szweda mecz już totalnie stracił swoją atmosferę. Lech nadal grał głównie na połowie Lechii, ale już bez większego tempa. Mógł oszczędzać zdrowie i siły na czwartkowe starcie w Lidze Konferencji z Djurgårdens. A Lechię ostatecznie dobił Kristoffer Velde, który w samej końcówce zdobył dwie bramki. W 83. minucie dostał podanie od Filipa Marchwińskiego, ściął do środka i strzałem lewą nogą w dalszy róg bramki pokonał Kuciaka. A po pięciu minutach uderzył z 16 m, trafił w nogę Jarosława Kubickiego, zaś rykoszet kompletnie zmylił słowackiego bramkarza Lechii. Tak wygląda tabela PKO Ekstraklasy - Lechia grzęźnie w strefie spadkowej