Podczas poniedziałkowej wizyty w Łodzi wygłosił: "W PZPN z pewnością zdają sobie sprawę, że wszyscy patrzą związkowi na ręce. Wierzę więc, że decyzja w sprawie ŁKS będzie sportowa i uczciwa. Mam nadzieję, że sprawa zakończy się pozytywnie dla ŁKS, bo wyżej cenię sobie wynik sportowy niż to, że ktoś nie dowiózł na czas jakiegoś dokumentu". Fakt, że kibice ŁKS-u domagają się, by ich klub wbrew uchybieniom licencyjnym pozostał w ekstraklasie nie dziwi mnie. Tak samo, jak nie wywołuje mojego zdumienia oburzenie działaczy klubu z al. Unii Lubelskiej, którzy sami zawalili - i to nie raz - w zabiegach o licencję, więc teraz winę za własną nieudolność próbują zwalić na "czepiający się szczegółów" PZPN. Za to dziwi mnie i to bardzo lobbing ministra. Mirosław Drzewiecki nie dość, że powinien być ministrem wszystkich sportowców, a nie tylko tych z Łodzi, to jeszcze namawia do złamania prawa! To swoisty ewenement, czołowy przedstawiciel rządu domaga się od PZPN-u decyzji "sportowej i uczciwej". A co w takim razie z prawem licencyjnym, które ŁKS drastycznie naruszył? Trzeba przymknąć na nie oko, zapomnieć o nim na pięć minut? Na to samo pięć minut, które miał Drzewiecki w konfrontacji z PZPN-em i przegrał, przez wywieszenie białej flagi, bo UEFA pogroziła palcem. PZPN po wyprowadzeniu kurateli, czy po zamianie Listkiewicza na Latę nie stał się nawet o krztę lepszy. Może nawet jest gorszy (vide sprawa umowy ze Sportfive). Jeśli jednak - z niewiadomych przyczyn - postanowił wreszcie przestrzegać zasady, które sam wprowadził, to trzeba mu w tym pomagać, a nie przeszkadzać. W imię źle pojętej "sprawiedliwości". Na koniec głos z naszego, interiowego forum. "Ani Mru" zwrócił się do ministra sportu: "Panie Drzewiecki, trzeba było dołożyć starań w przygotowanie obiektu ŁKS do uzyskania licencji w określonym terminie, a nie teraz namawiać do łamania prawa!" ZOBACZ TAKŻE: CO W ŁODZI POWIEDZIAŁ DRZEWIECKI?