Odpoczął pan od futbolu w okresie świąteczno-noworocznym? Sebastian Mila: - Bardzo odpocząłem, zwłaszcza pod względem psychicznym. Święta to wspaniały czas, spędzany w gronie rodzinnym. Myślę, że jest to najfajniejszy okres w całym roku. Warto czekać wiele miesięcy na te chwile. Odpoczynek od piłki na pewno dobrze mi zrobił, choć z drugiej strony, kiedy ogląda się ligę angielską, to chce się odejść od stołu, przestać jeść i pobiegać z piłką u nogi. Pan miał jednak okazję pograć w piłkę w tym czasie. - Rzeczywiście. Brałem już udział w dwóch towarzyskich turniejach rozgrywanych na hali. Najpierw w Świdninie na zaproszenie Olgierda Moskalewicza, a tuż przed Sylwestrem w Gdańsku, gdzie wystąpiłem w zespole "Gwiazd Pomorza". W planach mam jeszcze dwie takie imprezy. Bardzo chętnie biorę w nich udział. Samo bieganie jest bardzo nudne, dlatego wolę się ruszać z piłką u nogi. Staram się w każdej zimowej przerwie grywać w takich turniejach. Dzięki temu szybciej dochodzę do dobrej dyspozycji przed rundą wiosenną. Jest to niejako pierwszy etap przygotowań do rywalizacji ligowej. Postawił pan przed sobą jakieś noworoczne postanowienia? - Na przełomie lat zawsze robi się rachunek sumienia i kreśli się plany na nowy rok. Moje cele i nadzieje związane są ze Śląskiem... Chciałbym, abyśmy ciągle pięli się w górę tabeli. Indywidualnie życzyłbym sobie podtrzymania wysokiej dyspozycji z jesieni. Dobra gra i strzelanie bramek sprawia mi wiele przyjemności i satysfakcji. Mam nadzieję, że tak samo będzie również wiosną. Mówi pan o rachunku sumienia. Co zatem nie udało się Sebastianowi Mili w minionym roku? - Nie chodzi o jakieś konkretne wydarzenia. Ogólnie to rok 2008 był dla mnie udany. Wiadomo jednak, że gdyby wszystko wychodziło tak, jakby się tego chciało, to dziś pewnie grałbym w Barcelonie. Mogłem na przykład zdobyć gola w Chorzowie, kiedy byłem metr od linii, a zamiast tego strzeliłem kibicowi w oko na trybunie (śmiech). Cieszę się jednak, że po nieudanej przygodzie z Austrią i Norwegią w dobrym stylu powróciłem do Ekstraklasy. Najpierw uniknąłem degradacji z ŁKS-em, a potem mieliśmy wspaniałą rundę w Śląsku. Najważniejsze jednak, że przez cały rok nie opuszczało mnie zdrowie. Bardzo dobrze układało mi się z narzeczoną, także był to udany rok. Wraz z nadejściem stycznia, co rusz w prasie pojawiać się będą spekulacje transferowe. Słuchając jednak pana wypowiedzi, wydaje się, że ze Śląska nie chce odchodzić... - Powiem tak: ja nie dostałem żadnej propozycji, w klubie też nie ma oferty wykupienia mnie. Dlatego nawet o tym nie myślę. Na razie nie muszę podejmować żadnych decyzji i tak jest lepiej. Na dziś nie ma mowy o moim odejściu. Kiedy jednak ktoś się o mnie zapyta, to przeanalizuję każdą ofertę. Póki jednak nikt się mną nie interesuje, to nie ma w ogóle tematu. Zresztą w Śląsku jest mi bardzo dobrze, świetnie się tu czuję i na razie nie chcę odchodzić. W rozmowie z panem nie można nie uniknąć jednego tematu: reprezentacji Polski... - Kadra powinna być priorytetem dla każdego piłkarza. Oszukałbym siebie i kibiców, gdybym powiedział, że nie chcę grać w reprezentacji. Oglądając mecze, kibicuję oczywiście chłopakom, ale też im trochę zazdroszczę. Każdy chciałby być na ich miejscu. Ja zrobię wszystko, żeby w kadrze się znaleźć. Najlepiej przekonać do siebie dobrą postawą na boisku, dlatego też nie mogę się już doczekać rundy wiosennej, żeby pokazać wszystkim, że należy mi się miejsce w reprezentacji.