"Nie zostanę prezesem za pół roku. Przyszedłem do klubu, żeby wesprzeć Piotra Zygę, a nie go zmieniać" - powiedział Miklas w "Życiu Warszawy". Dlaczego zatem zgodził się wrócić do Legii? "Przede wszystkim dlatego, że jest tutaj budowany znakomity zespół z szansami na grę w europejskich pucharach. I dotyczy to nie tylko zawodników, ale wszystkich osób pracujących na Łazienkowskiej. Dołączę do takiej grupy z przyjemnością. Niemniej ważna była dla mnie również sprawa tego, kto jest właścicielem Legii. ITI to duży, stabilny koncern, a jego właściciele rozumieją piłkarski biznes. Czy trzeba czegoś więcej?" - pyta retorycznie Miklas. Nowy dyrektor na razie jednak nie wie za co będzie odpowiedzialny w klubie. "Nie jestem na razie w stanie precyzyjnie określić moich obowiązków. Szczegóły omówimy na zarządzie w tych dniach" - powiedział. Czym się różni sytuacja w Legii za czasów jego prezesury z obecną? "Różnica jest ogromna. Gdy zostałem prezesem Legii w grudniu 2000 roku wiedziałem już, że Daewoo wycofuje się z klubu. Z dnia na dzień skończyło się finansowanie drużyny. Właścicielem został Polmot. Jak się dowiedziałem od władz Daewoo, tylko po to, aby łatwiej sprzedać cały pakiet 70% akcji inwestorowi będącemu w stanie, podobnie jak Daewoo, finansować klub. Przypomnę, że formalnie 40% akcji miał Polmot a 30% Daewoo-FSO. Polmot miał tylko skupić akcje i niezwłocznie je sprzedać. Jak się później okazało, Polmotowi ciężko było rozstać się z klubem przez kolejnych kilka lat. Niedoinwestowana drużyna działała na koszt kolejnego właściciela. W istocie klub popadał w ruinę. Legia była na równi pochyłej bez żadnej wtedy perspektywy wyjścia z ciężkiej sytuacji. Teraz jest inaczej. Od ponad roku inwestorem jest znany, stabilny inwestor. ITI już wyłożył kilkadziesiąt milionów złotych. Kupuje zawodników, dziur w budżecie nie trzeba cerować umowami z ludźmi dobrej woli, urząd skarbowy przestał być postrachem. Legia wraca na właściwy tor" - stwierdził Miklas.