Piątkowe starcie pomiędzy Rakowem Częstochowa a Lechem Poznań można było śmiało zapowiedzieć jako hit czwartej kolejki PKO BP Ekstraklasy. Zwycięzca mógł zrównać się punktami z liderującą Jagiellonią Białystok. We innym piątkowym meczu Górnik Zabrze wywiózł zwycięstwo ze stadionu Radomiaka. Dużo walki, mało konkretów w pierwszej połowie Początek sezonu był słodko-gorzki dla każdej ze stron. Raków Częstochowa zdołał pokonać Motor Lublin i GKS Katowice, ale niespodziewanie przegrał z Cracovią. Podobna była sytuacja Lecha Poznań. Sześć punktów zdobytych łącznie przeciwko Górnikowi Zabrze i Lechii Gdańsk nie przysłoniło bolesnej porażki z Widzewem. Trenerzy zdawali sobie sprawę, że piątkowe zwycięstwo pozwoli każdej ze stron zrównać się punktami z Jagiellonią Białystok i zdecydowanie poprawić morale. Być może to z tego powodu w pierwszej połowie oglądaliśmy mecz, w którym każda ze stron zostawiła na boisku dużo zdrowia, za to okazji podbramkowych było jak na lekarstwo. Jedyny celny strzał przed przerwą oddał w 23. minucie Ante Crnac, ale w tej sytuacji świetnie zachował się Bartosz Mrozek. By sięgnąć po komplet oczek, któraś ze stron musiała w drugiej połowie przejąć inicjatywę. Raków przejął inicjatywę, ale bramek i tak nie oglądaliśmy Po zmianie stron to znowu Crnac jako pierwszy dał znak do ataku - choć trzeba było na to czekać niemal kwadrans. Chorwat uderzył z dystansu i po raz kolejny zmusił do interwencji golkipera "Kolejorza". To był niezły moment dla Rakowa, bo po chwili groźnie uderzał też Władysław Koczerhin, ale tablica wyników wciąż wskazywała na bezbramkowy remis. Im dłużej trwał mecz, tym bardziej można było odnieść wrażenie, że piłkarze Lecha na niego "nie dojechali". W drugiej połowie nie widzieliśmy ani jednej groźnej akcji przyjezdnych - pomijając fatalny strzał Bryana Fibemy z końcówki - i ostatecznie starcie zakończyło się bezbramkowym remisem. Z takiego rezultatu z pewnością zadowolony nie będzie Marek Papszun, którego zespół z pewnością zrobił więcej, by zgarnąć pełną pulę. Mało tego, w 87. minucie Crnac rozpoczął już nawet celebrację z kibicami po wstrzeleniu piłki do siatki, ale Szymon Marciniak prawidłowo odgwizdał spalonego. Gole nie padły, a sezon jest we wstępnej fazie, więc i nikt z tego powodu nie został ranny. Trzeba jednak powiedzieć wprost, że fanów liczących na spotkanie godne hitu kolejki spotkało srogie rozczarowanie.