Spotkanie Borussii z Polakami w roli głównej: Jakubem Błaszczykowskim, Robertem Lewandowskim i Łukaszem Piszczkiem w roli głównej przyciągnęło na trybuny Signal Iduna Park komplet widzów, czyli 80645 widzów! W naszej Ekstraklasie, na wszystkich ośmiu meczach było tylko 48,3 tys. widzów i to połowa z tego na zaledwie dwóch spotkaniach - w Szczecinie (10 tys. na spotkaniu Pogoni z Wisłą) i w Gdańsku (14,4 tys. na meczu Lechii z Piastem). Tradycyjnie już najsłabszą frekwencję miał GKS Bełchatów, na którego starcie z Lechem przyszło tylko 2400 osób, mimo, że 400 fanów przyjechało z Poznania. Kolejka Ekstraklasy przyciągnęłaby większą publikę, gdyby na własnych stadionach grały Lech, Legia, Śląsk i Wisła, które tym razem występowały w gościach. Rekord frekwencji w Polsce w tym sezonie należy zdecydowanie do "Kolejorza", na którego spotkanie z Górnikiem Zabrze przyszło 27130 osób. O drugie miejsce zacięcie rywalizują Legia (17246 osób na spotkaniu z Koroną w pierwszej kolejce) i Wisła (17176 osób na meczu trzeciej kolejki z Polonią Warszawa). - Polskiej ligi do Bundesligi nie da się porównać. Chociażby dlatego, że futbol w niemieckim społeczeństwie ma znacznie wyższą pozycję niż u nas, a piłkarze są wielkimi gwiazdami, których wykorzystuje się jako dźwignię reklamową do sprzedaży wielu produktów i to drogich - analizuje menedżer Roberta Lewandowskiego - Cezary Kucharski, który często odwiedza mecze Borussii. Kucharski wskazuje też na inną strukturę kibica na niemieckich stadionach. Podczas gdy u naszych zachodnich sąsiadów średnia wieku na trybunach, to 30-40 lat i nie brakuje przedstawicieli sfery biznesu, w Polsce na stadionach mamy ludzi młodszych i słabiej sytuowanych finansowo. Borussia Dortmund będzie miała komplet kibiców także na dzisiejszym meczu Ligi Mistrzów z Ajaksem Amsterdam, tyle że na spotkanie rozgrywane pod auspicjami UEFA dopuszcza się na jej stadionie tylko 65 718 kibiców. Autor: Michał Białoński