W Gliwicach spotkały się drużyny, które... nie wiadomo na co stać. Pogoń fatalnie rozpoczęła ligowe rozgrywki - sześć punktów w pięciu meczach, w tym cztery porażki z rzędu. A potem cztery wygrane przerwane tylko porażką z Legią Warszawa. Ostatnio szczecinianie są jednak w formie, ale mierzyli się z Piastem, który z jednej strony jest drużyną własnego boiska, ale na wyjeździe przegrał tylko raz (do tego pięć remisów). Wciąż jednak nie wiadomo, czy gliwiczan stać na coś więcej niż grę w środku tabeli. Żelazna jedenastka Pogoni Szczecin Co ciekawe Jens Gustafsson, trener Pogoni, w czwartym meczu z rzędu nie zmienił podstawowego składu. Na początku przewagę mieli gospodarze i częściej byli pod bramką rywali. Najgroźniej było w 10. minucie po akcji lewą stroną Michaela Ameyawa, ale Serhij Krykun był minimalnie spóźniony. Portowcy odpowiedzieli świetnym podaniem piętą Linusa Wahlqvista, ale Arkadiusz Pyrka zdążył zablokować strzał Kamila Grosickiego. Potem jednak przez długie minuty mecz toczył się w środku boiska. Piast próbował, ale brakowało konkretów pod polem karnym. Pogoń miała problemy, by nawet zbliżyć się pod szesnastkę. W 36. minucie drugi celny strzał w meczu oddał Michał Chrapek, ale Valentin Cojocaru bez problemu złapał piłkę. Po przerwie nadal obie drużyny miały ogromne problemy, by stworzyć dogodne sytuacje, choć trochę lepiej radził sobie Piast. Minęło jednak aż pół godziny i nie było ani jednego celnego strzału. Nawet fauli było jak na lekarstwo. Trzeba napisać szczerze, że do tej pory było to jedno z najbardziej nudnych spotkań w sezonie. Ostatni kwadrans też nie przyniósł wielu emocji. Wypada docenić defensywy obu drużyn, bo nie pozwoliły rozwinąć skrzydeł ofensywnym zawodnikom. Dopiero w doliczonym czasie Piast miał świetną okazję, ale strzał Ameyawa obronił bramkarz.