34-letni Feio w Polsce pracuje od 2010 roku. Najpierw przez cztery lata szkolił grupy młodzieżowe w Legii, potem był tam analitykiem. Następnie przeniósł się do Wisy Kraków, gdzie zaczynał od grup młodzieżowych, by zostać asystentem pierwszego trenera. Portugalczyk na chwilę zmienił kraj, przenosząc się do Grecji, gdzie został asystentem w AO Ksanti, ale w 2020 roku wrócił do Polski, by pełnić tę funkcję w Rakowie Częstochowa. Tam w pewnym momencie doszło do zatargu Feio z kierownikiem drużyny. Jak podał Maciej Kaliszuk z "Przeglądu Sportowego" chodziło o sytuację z gierki treningowej sztabu "Medalików" Portugalczyk zdenerwował się nieuznanym mu golem i po słowach Kamila Waskowskiego miał go zaatakować. To nie by jednak koniec. Feio miał zaatakować kierownika drużyny następnie w hotelu, ale to on mocniej oberwał od broniącego się Waskowskiego. W efekcie Portugalczyk zażądał od trenera Marka Papszuna, żeby ten zwolnił kierownika, ale to on w lipcu 2022 roku odszedł z Rakowa. Kolejnym przystankiem dla szkoleniowca z Półwyspu Iberyjskiego stał się Motor Lublin. Tam również nie obyło się bez zamieszania. Chodzi o obrażenie rzeczniczki prasowej i rzucenie kuwetą na dokumenty w ówczesnego prezesa lublinian Pawła Tomczyka, który wylądował w szpitalu z raną głowy. Zbigniew Jakubas nie zwolnił Goncalo Feio Właściciel Motoru, Zbigniew Jakubas, postanowił jednak nie zwalniać Feio. "Goncalo Feio zostaje. Kiedy go zatrudniałem, to mówiłem: do trzech razy sztuka. Jeżeli z nim mi się nie powiedzie, to będzie to koniec mojego bytu w Lublinie. Dopóki on będzie, będę też ja. Trzymajcie za nas kciuki" - przekazał podczas konferencji prasowej, kiedy ogłaszał swoją decyzję. "Goncalo Feio? Mega kompetentny, tytan pracy. Po naszym kilkugodzinnym spotkaniu emocjonalnie wiedziałem, że z tym człowiekiem jesteśmy w stanie zajść daleko. Mogę się wypowiadać o nim tylko w superlatywach. Moim zdaniem ta sytuacja jest efektem przemęczenia. Trener Feio pracuje po 20 godzin. W takiej sytuacji człowiek jest wybuchowy, pewnych rzeczy nie wytrzymuje. Ambicja, presja - to wszystko razem spowodowało ten wybuch" - dodał. Portugalczyk awansował z Motorem do pierwszej ligi, ale odszedł stamtąd w marcu 2024 roku, by miesiąc później zostać ogłoszony szkoleniowcem Legii. Z nią od razu wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski, a potem przeszedł fazę eliminacji do Ligi Konferencji. Nie zabrakło jednak kolejnych kontrowersyjnych zachowań. Po rewanżowym spotkaniu z Broendby Kopenhaga przy Łazienkowskiej, które zakończyło się remisem 1-1, co dawało awans gospodarzom, Portugalczyk pokazała kibicom z Danii środkowe palce i "gest Kozakiewicza". Następnie tłumaczył się zachowaniem, którego Duńczycy dopuszczali się wobec Legii w trakcie pierwszego meczu, a warszawski klub opublikował jego oświadczenie. "Po końcowym gwizdku meczu przeciwko Broendby w ramach eliminacji do Ligi Konferencji UEFA zakończonego awansem do kolejnej rundy, pozwoliłem sobie na niedopuszczalne gesty wykraczające poza ramy wartości wyznawanych przeze mnie i przez klub, który mam dumę reprezentować. Przepraszam za okazanie emocji sprzecznych zarówno z duchem sportowej rywalizacji, jak i szacunku wobec boiskowych rywali" - stwierdził Feio. Goncalo Feio wszystko bierze na siebie Teraz Legia właśnie doznała drugiej porażki z rzędu w lidze. Po przegraniu w Szczecinie z Pogonią 0-1 Feio jako pierwszy podszedł pod sektor kibiców gości, za nim przyszli piłkarze. Kazał im jednak wracać do szatni, sugerując, że krytykę bierze na siebie. Tak natomiast pojedynek z "Portowcami" ocenił sam Portugalczyk. "Pomysłów na Pogoń było kilka, ale Pogoń grała kompaktowo, dobrze wyglądała, więc częściej musieliśmy grać długą piłką. Ale my tak nie chcemy grać. My chcemy korzystać z wolnych przestrzeni między liniami przeciwnika. Teraz już brakuje czasu na pracę. Przyjmuję z pokorą krytykę po meczu, bo faktycznie nie mieliśmy tych szans" - stwierdził na konferencji prasowej. W kolejnym meczu Legia podejmie Górnika Zabrze. Spotkanie odbędzie się w sobotę 28 września. Początek o 20.15.