Dwa tygodnie temu, w nocy z soboty na niedzielę, Nika Kwekweskiri spotkał się ze swoimi rodakami w lokalu w centrum Poznania. Mimo że był pod wpływem alkoholu (badanie wykazało 0,8 promila we krwi), wracał samochodem i spowodował kolizję z dwoma innymi pojazdami. Nikt nie ucierpiał, o sprawie początkowo było cicho, ale po kilku dniach wypłynęła w mediach. Piłka stracił prawo jazdy, klub potępił jego zachowanie, ale kluczowe rozmowy odbyły się po powrocie Gruzina ze zgrupowania reprezentacji. Kwekweskiri dostał "pokaźną" karę finansową - jak to wyjaśniał rzecznik klubu Maciej Henszel. Lech Poznań i Nika Kwekweskiri. Dwie opcje trenera Skorży Kluczowe było jednak zdanie trenera Macieja Skorży, który mógł całkowicie odsunąć Kwekweskiriego od zespołu, bądź też zrobić to czasowo. A przecież Gruzin to dość ważny piłkarz w jego kadrze - miesiąc temu wywalczył nawet pozycję w wyjściowym składzie kosztem Pedra Tiby. Teraz jest zmiennikiem, ale w każdej chwili może wskoczyć do wyjściowego składu. Skorża podjął odważną decyzję i po meczu z Legią, wygranym 1-0, tłumaczył, dlaczego tak się stało. Wziął bowiem gracza do Warszawy i wpuścił na boisko na ostatnie 22 minuty, wliczając doliczony czas gry. - Stałem przed dylematem: spalić go na stosie czy dać mu szansę? Wybrałem to drugie - powiedział w Lidze+ Extra. I dodał: - Czy coś pękło w naszych relacjach? Nie, to za mocne słowo. Coś zostało jednak naruszone. Nie będziemy tu jakoś strasznie się nad tym pochylać, wydarzyło się to co się wydarzyło. Nika teraz musi zapracować na odbudowanie zaufania i pozycji. A może to zrobić swoją postawą na boisku. I tyle. AG