- Dopiero po wejściu Madeja odmienił się obraz gry. To nie był nos trenera, lecz absolutny jego błąd. Czasem tak bywa, że ma się dwóch, trzech zawodników do dyspozycji, ale dopiero mecz weryfikuje o tym, czy było to dobre posunięcie czy nie - tłumaczył "Oro Profesoro". - Łodzianin pochodzący z ŁKS-u dopiął swego zaliczając przy okazji wejście smoka. Dla niego pojedynek z Widzewem był szczególny - komplementował swojego podopiecznego doświadczony opiekun piłkarzy ze stolicy Śląska. Świetna postawa popularnego "Zbója" uratowała wrocławianom remis. Wychowanek ŁKS Łódź miał w końcu udział przy dwóch golach dla swojej drużyny - pierwszą bramkę zdobył osobiście, natomiast przy drugiej wywalczył rzut karny. To było dopiero pierwsze trafienie "Madejowego" w tym sezonie. Skrzydłowy wrocławskiego zespołu po meczu nie potrafił zliczyć sms-ów z gratulacjami, które pochodziły głównie od kibiców... z Łodzi. Pod wodzą Oresta Lenczyka Śląsk Wrocław nie przegrał czternastego meczu z rzędu. Z drugiej strony, wrocławianie od 22 lat nie są w stanie pokonać Widzewa na własnym terenie. - Zagraliśmy brzydko, momentami źle. Widzew postawił nam dość wysokie wymagania pod względem fizycznym. Początkowo chcieliśmy tego meczu nie przegrać. Okazało się to bardzo trudne, ponieważ łodzianie grali swobodnie, spokojnie, a my coraz bardziej nerwowo. Dziękuje kibicom, że nie opuszczali stadionu przed końcem meczu, choć zdaję sobie sprawę, że z gry mieli prawo być niezadowoleni - zakończył nestor polskich trenerów. Ekstraklasa: Wyniki, tabele, strzelcy i kartkowicze - Kliknij!