Konfrontacja aktualnego wicemistrza z mistrzem Polski była absolutnym hitem 11. kolejki PKO Ekstraklasy. Wskazywanie faworyta przed pierwszym gwizdkiem nie miało większego sensu. Choć jedna okoliczność, dalece pozasportowa, zdawała się przemawiać za ekipą gości. Legioniści przystępowali bowiem do meczu rozbici skandalicznymi wydarzeniami z Alkmaar, gdzie zostali brutalnie potraktowani przez ochronę stadionu i siły policyjne. Do kraju z resztą drużyny nie wrócili Josue i Radovan Pankov. Po aresztowaniu kilkanaście godzin spędzili w odosobnieniu. Szerzej o wydarzeniach w Holandii piszemy TUTAJ. Zatrzymani piłkarze wolność odzyskali w piątek. Tego samego dnia byli już w Polsce. W wyjściowej jedenastce na mecz z Rakowem Częstochowa znalazł się tylko Josue i ponownie założył kapitańską opaskę. Po skandalu z meczu z Legią idą jak burza. Rekordowa seria w AZ Alkmaar W pierwszym kwadransie optyczną przewagę osiągnęli gospodarze, ale zaraz potem bliżsi zdobycia bramki byli obrońcy tytułu. Z pięciu metrów Bogdan Racovitan przeniósł jednak futbolówkę nad poprzeczką. To było dla warszawian ostrzeżenie, z którego... nie wyciągnęli konstruktywnych wniosków. Efekt? W 26. minucie było 0-1. Tym razem sprzed pola karnego bez przyjęcia uderzył płasko Władysław Koczerhin i mimo rozpaczliwej interwencji Kacper Tobiasz okazał się bezradny. Golkiper Legii zrehabilitował się, znakomicie broniąc strzał Bartosza Nowaka z bliskiej odległości. Końcówka pierwszej odsłony należała jednak zdecydowanie do gospodarzy. Bliscy wyrównania byli Ernest Muci (kapitalna parada Vladana Kovaczevicia) i Patryk Kun (poprzeczka). Gola na 1-1 przyniosła dopiero akcja w doliczonym czasie gry. Do piłki centrowanej w pole karne Rakowa najwyżej wyskoczył Paweł Wszołek, przymierzył jak należy i mieliśmy remis. 31-letni pomocnik potwierdził tym samym reprezentacyjną formę. Josue i Pankov wydali oświadczenia odnośnie zatrzymania w Alkmaar Augustyniak w roli fatalnego snajpera. Do trzech razy sztuka... Po zmianie stron warszawianie żwawiej szukali okazji do zdobycia drugiej bramki. W roli głównej wystąpił jednak defensor. Konkretnie Rafał Augustyniak, wpuszczony na murawę w 52. minucie. Można założyć w ciemno, że niedzielnego wieczoru szybko nie zapomni. Właśnie Augustyniak dwukrotnie był bliski wpisania się na listę strzelców. Najpierw jego uderzenie zatrzymał jednak Kovaczević, a po kolejnej próbie piłka trafiła w słupek. Udało się dopiero za trzecim razem, tyle że... w fatalnych okolicznościach. Po szybkiej akcji częstochowian Augustyniak znalazł się w złym miejscu i czasie. W wyniku fatalnej interwencji skierował futbolówkę do własnej bramki. Jak się okazało, było to trafienie rozstrzygające losy spotkania. Legia ma na koncie trzy porażki z rzędu - po przegranych z Jagiellonią Białystok (0-2) w Ekstraklasie i AZ Alkmaar (0-1) w Lidze Konferencji, przyszła przegrana w szlagierze weekendu. Licznik domowych potyczek bez potknięcia zatrzymał się na 24.