Przy okazji starcia z Wisłą, które jest hitem 12. kolejki Lotto Ekstraklasy mistrzowie Polski pochwalili się grafiką, z której wynika nie tylko to, że w konfrontacji tych firm jest remis, ale też nieprawdziwa informacja odnośnie tytułów mistrzowskich zdobytych warszawian. Oczywiście nie jest tak, że klub prezesa Dariusza Mioduskiego ma kłopoty z podstawowymi rachunkami. On po prostu zalicza sobie tytuł wywalczony w haniebnych okolicznościach w 1993 r., który PZPN całkiem słusznie unieważnił, po planowym, wyreżyserowanym 6-0 z Wisłą Kraków. Legia od dłuższego czasu lansuje nową historię mistrzostw Polski w piłce nożnej. Przyznam, że jestem zdziwiony brakiem reakcji zarówno ze strony Ekstraklasy SA, czy PZPN (oczywiście obie organizacje wytłumaczą, że nie są władne nic zrobić). Dziwię się też, że biznesmen, człowiek kierujący się w zawodowym życiu etyką i moralnością, jakim jest z pewnością prezes Mioduski, dopuszcza do takich harców - świadomego okłamywania kibiców. Gdy ktoś zwróci uwagę na fakt, że przecież Legia ma 13 tytułów, wielu jej kibiców zachowuje się podobnie jak fani Wisły na zarzuty o powiązania klubo z gangsterami. Zaślepienie. "Jak to? Przecież nie ma żadnych dowodów na to, że mecz z Wisłą w 1993 roku został kupiony" - dominuje argument.Teraz obejrzyjcie, w relacji ś.p. red. Andrzeja Szeląga z TVP, relację z tamtego meczu: Gdy już ochłoniecie, odpowiedzcie sobie na pytanie, czy chcielibyście mieć w gablocie tak "wywalczone" mistrzostwo Polski? Teraz wam opowiem, jak to jest z tym rzekomym brakiem dowodów. Traf sprawił, że w 1993 roku byłem już początkującym dziennikarzem sportowym "Czasu Krakowskiego". Ten mecz nie dawał mi spokoju, ale na szczęście był ktoś, kto postanowił się tym zająć na poważnie. Tym kimś był krakowski prokurator Marek Miarczyński, który wydobył od jednego z wiślaków zeznania o tym, ile pieniędzy zespół wziął od Legii za tamtą porażkę 0-6, dającą warszawianom wygranie ligi - dzięki lepszej różnicy bramek (+24 vs. +21) - przed ŁKS-em, który strzelał jak na wiwat Olimpii Poznań (7-1). Miarczyński dowiedział się przez przypadek, że ów piłkarz Wisły ma w samochodzie zakupione od złodzieja radio. "Kolego, ale mówisz jakie były kulisy spotkania z Legią, albo idziesz do paki za paserstwo" - tak zachęcił piłkarza do szczerych wyznań. Legia miała tylko szczęście, że w polskim kodeksie karnym z 1996 r., nie było paragrafu na zwalczanie korupcji w sporcie. Właściwe regulacje prawne wprowadzono dopiero w 2003 roku. Dobrze zareagował PZPN, który po "niedzieli cudów" anulował wyniki meczów Legii i ŁKS-u. W ten sposób mistrzem Polski został Lech Poznań, który w ostatniej kolejce zremisował z Widzewem, dzięki czemu wyprzedził Legię i ŁKS o punkt. Wcale nie pociesza mnie fakt, że Legia, w zakłamywaniu sportowej historii, nie jest osamotniona. Juventus za udział w aferze Calciopoli został zdegradowany do Serie B, unieważniono mu też dwa tytuły - z 2005 i 2006 roku. Tymczasem na oficjalnej stronie klubu, w zakładce "Gablota z trofeami" znajdziecie też te dwa zabrane za ustawianie meczów. Ale nawet Włosi zachowują minimum uczciwości: po wejściu w mistrzostwo z sezonu 2004-2005 na końcu znajdziecie gwiazdkę z wyjaśnieniem "odwołane". Próba odwiedzenia strony z opisem mistrzostwa za sezon 2005-2006, gdy zespół został karnie zdegradowany, kończy się wyświetleniem strony błędu "404". Legia, w sposób świadomy, skomponowała dwie futbolówki z gwiazdek oznaczających mistrzostwo Polski. To z 1993 r. również zostało tam zawarte. Na odsłonie z sukcesami przy nieuczciwie wywalczonym tytule widnieje adnotacja "tytuł mistrzowski odebrany Legii decyzją PZPN". Kluby sportowe, zwłaszcza te wiodące, powinny świecić przykładem. Klasy, uczciwości, zasad fair-play, a nie cwaniactwem. Chyba, że chcemy hołdować znanej z "Piłkarskiego Pokera" zasadzie, którą wygłosił sędzia Jaskóła (świetna rola ś.p. Henryka Bisty). Brzmi ona następująco: "Ja jestem uczciwy. Zapłacili za 6-0, będzie 6-0".