Jeśli dojdzie do porozumienia i uda się podpisać umowę, dotyczącą procedury licytacji, dojdzie do niej pod koniec lutego. Wojna między właścicielami Legii ujrzała światło dzienne w październiku ubiegłego roku. Wtedy to Mioduski zasugerował w "Przeglądzie Sportowym", że w Legii konieczne są poważnie zmiany na szczycie, a Leśnodorski zarzucił temu pierwszemu, że do klubu nie dołożył jeszcze nawet złotówki. Mioduski, szef rady nadzorczej, złożył następnie wniosek o odwołanie zarządu klubu z Leśnodorskim na czele, a w mediach zaczęła się wojna między współwłaścicielami. Mioduski ma 60 proc. udziałów w Legii, a Leśnodorski i Wandzel po 20. U progu nowego roku pojawiły się doniesienia, że Mioduski chce wykupić udziały w Legii Leśnodorskiego i Wandzela, a dwaj ostatni chętnie pozbyliby się tego pierwszego, przejmując jego udziały. Roman Kołtoń na polsatsport.pl ujawnił wówczas kulisy wojny w Legii. Jak informował, konflikt narastał od dawna a współwłaściciele ścierali się o wiele spraw, mniej lub bardziej ważnych. Ważnym momentem było dołączenia do Legii Wandzela, który odkupił część udziałów od Leśnodorskiego i stał się jego "wspólnikiem". Mioduski stanął po drugiej stronie barykady. W ubiegłym tygodniu między właścicielami Legii doszło do kolejnych spięć i wymiany ostrych e-maili. W ostatni czwartek zrobiło się naprawdę gorąco. Polsatsport.pl dotarł do korespondencji między stronami. Mocna wymiana zdań nie zakończyła się co prawda formalnym zerwaniem negocjacji, ale do porozumienia wciąż jest bardzo daleko. Leśnodorski i Wandzel nie chcą zgodzić się na warunki Mioduskiego: brak możliwości wykupu wspólnika lub wspólników z klubowych pieniędzy i brak zgody na zwolnienie zarządu z odpowiedzialności prawnej za dotychczasowe decyzje. Leśnodorski i Wandzel oskarżają też większościowego udziałowca o nagłe zmiany warunków. Ich zdaniem, to z winy tego ostatniego negocjacje utknęły w martwym punkcie. Jak podaje "PS", dziś wieczorem strony sporu mają wziąć udział w spotkaniu mediacyjnym, prowadzonym przez Polską Radę Biznesu. Stawka sporu jest wysoka - przyszłość największego klubu w Polsce z budżetem 250 mln zł, mistrza kraju, uczestnika Ligi Mistrzów. Zainteresowani mają stawić się na spotkaniu. Ewentualne porozumienie pozwoliłoby jeszcze w lutym bądź na początku marca przeprowadzić licytację. Stawka jest ogromna, a Mioduski podkreśla, że w Legii wcale nie jest tak różowo pod względem finansowym, jak mogłoby się wydawać, bo przecież klub musiał wykładać miliony choćby na to, by spłacić ITI. - Mówienie więc dzisiaj o olbrzymim sukcesie finansowym Legii to tylko element kampanii wyborczej. Propaganda, ale nie oparta na prawdzie - powiedział "Rzeczpospolitej". Mioduski zapewnił też, że nie dojdzie do ugody bez spełnienia jego, wspomnianych wyżej, warunków. A wtedy? - Wracamy do punktu wyjścia i do pata - podkreślił w gazecie. Wygląda na to, że sytuacja wciąż jest daleka od wyjaśnienia. Dzisiejsze starcie może być decydujące, ale któraś ze stron musi ustąpić. Dla dobra Legii i polskiej piłki. Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz